Stałam zadowolona na środku holu i kręciłam z niedowierzaniem głową, gdy mnie całował czułam się tak wyjątkowo, magicznie...
Mogłam zasnąć z uśmiechem na twarzy, położyłam się i czekałam na sen, rozmyślałam o wielu sprawach, dopuściłam do siebie myśli, których nigdy nie chciałam dopuścić, bo były dla mnie niewygodne. Przewracałam się z boku na bok, tak bardzo chciałam je odgonić, sama myśl o nich mnie raniła, a co dopiero jeśli to okaże się prawdą. Byłam tak zmęczona zadręczaniem samej siebie, że aż usnęłam.
Mogłam zasnąć z uśmiechem na twarzy, położyłam się i czekałam na sen, rozmyślałam o wielu sprawach, dopuściłam do siebie myśli, których nigdy nie chciałam dopuścić, bo były dla mnie niewygodne. Przewracałam się z boku na bok, tak bardzo chciałam je odgonić, sama myśl o nich mnie raniła, a co dopiero jeśli to okaże się prawdą. Byłam tak zmęczona zadręczaniem samej siebie, że aż usnęłam.
~`*~`
Nad ranem byłem już pod Anny domem, stałem długo na zewnątrz oparty o samochód, wtedy zobaczyłem Anne w oknie uśmiechnęła się i pomachała, odwzajemniłem jej gest i skierowałem się do wejścia.
- Hej piękna - wpadłem do sypialni i położyłem ją na łóżku
- Witam - uśmiechnęła się - Czy ty aby nie masz treningu? - spojrzała na mnie
- Właśnie się na niego wybieram - oznajmiłem
- Dzisiaj idę na kontrolę, przejdziesz się ze mną? - zapytała
- Pewnie - pocałowałem ją w czoło i wstałem
- Jestem głodna - zrobiła smutną minę
- Mam ci zrobić śniadanie? - zaśmiałem się, a ta potwierdziła - No po co ja pytałem - rozłożyłem ręce i skierowałem się do kuchni
- Dziękuje - zaśmiała się i poszła za mną, oparła się o blat i obserwowała mnie
- Coś nie tak? - zapytałem
- Nie, wszystko w jak najlepszym porządku, posłała mi uśmiech
- Proszę - podałem jej talerz
- Mój kucharz - pocałowała mnie w usta
- Muszę iść, niestety - skwitowałem
- Ok - odpowiedziała mi z pełną buzią
- O której masz wizytę? - zapytałem zbierając się do wyjścia
- O 13.30 - odpowiedziała
- Zaraz po treningu... No cóż postaram się być - oznajmiłem i wyszedłem
- Hej piękna - wpadłem do sypialni i położyłem ją na łóżku
- Witam - uśmiechnęła się - Czy ty aby nie masz treningu? - spojrzała na mnie
- Właśnie się na niego wybieram - oznajmiłem
- Dzisiaj idę na kontrolę, przejdziesz się ze mną? - zapytała
- Pewnie - pocałowałem ją w czoło i wstałem
- Jestem głodna - zrobiła smutną minę
- Mam ci zrobić śniadanie? - zaśmiałem się, a ta potwierdziła - No po co ja pytałem - rozłożyłem ręce i skierowałem się do kuchni
- Dziękuje - zaśmiała się i poszła za mną, oparła się o blat i obserwowała mnie
- Coś nie tak? - zapytałem
- Nie, wszystko w jak najlepszym porządku, posłała mi uśmiech
- Proszę - podałem jej talerz
- Mój kucharz - pocałowała mnie w usta
- Muszę iść, niestety - skwitowałem
- Ok - odpowiedziała mi z pełną buzią
- O której masz wizytę? - zapytałem zbierając się do wyjścia
- O 13.30 - odpowiedziała
- Zaraz po treningu... No cóż postaram się być - oznajmiłem i wyszedłem
~`*~`
Marc nie zdążył na kontrolę, cała drużyna musiała zostać jeszcze godzinę po treningu, bo się wydurniali. Więc na wizytę poszedł ze mną Eric.
- Wszystko dobrze? - spojrzał na mnie
- Pewnie, denerwuje się wizytą, to pierwszy raz kiedy tam wracam - oznajmiłam
- Spokojnie, na pewno wszystko będzie dobrze - uśmiechnął się i objął mnie
- Z pewnością - wymamrotałam - Mogę cię o coś zapytać? - spojrzałam na niego
- Jasne
- Czy ta przyjaciółka, co tak pomogła Marcowi, to twoja dziewczyna? Pamiętam jak na meczu dzwoniła do ciebie - spojrzałam się na niego, ten zacisnął usta w cienką linie
- Nie, nawet jej dobrze nie znam - oznajmił
- Przecież przyjaźni się z Marciem
- Ale mieszka w Valencii, zawsze miała jakieś zawody kiedy go odwiedzałem, albo trening
- A no tak Marc opowiadał, że jest gimnastyczką
- O patrz już jesteśmy - zmienił temat Eric, przyjrzałam mu się uważnie on wydawał się być zdenerwowany, nie ciągnąć dużej tematu poszłam do lekarza, wizyta nie była długa, zrobili mi badania, lekarz oznajmił, że wszystko jest w porządku i mogłam wracać do domu, w samochodzie w drodze powrotnej panowała cisza
- Dzięki, pa - pocałowałam w policzek Erica i wyszłam
- Trzymaj się - spojrzał na mnie, po czym odjechał, weszłam do domu i nigdzie nie znalazłam Pigro, a zawsze na mnie czeka, szukałam go we wszystkich pokojach, gdy weszłam do sypialni cicho się zaśmiałam. Pigro leżał na Marcu i obaj spali. Nie budziłam ich tylko poszłam obejrzeć telewizje akurat leciała powtórka meczu Valencii, kiedy Marc tam grał, postanowiłam obejrzeć to, kiedy Marc strzelił gola zadedykował go pewnej brunetce, która siedziała w miejscu wyznaczonym dla dziewczyn, narzeczonych i żon piłkarzy.
- Witam tajemniczą Verę - powiedziałam pod nosem, chciałam sprawdzić, co o niej piszą w internecie jednak nie było mi to dane, bo usłyszałam, że Marc schodzi po schodach
- Dlaczego mnie nie obudziłaś? - usiadł obok mnie
- Bo Pigro nie lubi kiedy go się budzi - uśmiechnęłam się
- Zdusił mnie - zaśmiał się - Jak było na kontroli? - zapytał
- Dobrze, wszystko w jak najlepszym porządku - oznajmiłam
- Cieszę się - dotknął mojego policzka
- Co nabroiliście na treningu, że musieliście zostać? - spojrzałam na niego
- Cóż zachciało nam się śniegu - podrapał się po głowę
- Latem w Hiszpanii? - zdziwiłam się
- Tak, no i Sergi wymyślił, że całe boisko zrobimy pianą od gaśnicy - opowiadał - A że jedna na całe boisko nie starczy to ukradliśmy wszystkie gaśnice z korytarzy, a potem rzuciliśmy się w tą piane, kiedy to trener zobaczył zaczął się tak drzeć, że jestem zdziwiony, że go nie słyszałaś.
- Współczuje mu pracować z wami - zaśmiałam się
- Ale wiesz jak było fajnie - cieszył się jak dziecko
- Pewnie tak, bo waszym spełnieniem marzeń jest taki ogromny plac zabaw - oznajmiłam
- Nieee, park wodny tyle, że z tą pianą - skwitował, a ja z niedowierzaniem kręciłam głową
- Wszystko dobrze? - spojrzał na mnie
- Pewnie, denerwuje się wizytą, to pierwszy raz kiedy tam wracam - oznajmiłam
- Spokojnie, na pewno wszystko będzie dobrze - uśmiechnął się i objął mnie
- Z pewnością - wymamrotałam - Mogę cię o coś zapytać? - spojrzałam na niego
- Jasne
- Czy ta przyjaciółka, co tak pomogła Marcowi, to twoja dziewczyna? Pamiętam jak na meczu dzwoniła do ciebie - spojrzałam się na niego, ten zacisnął usta w cienką linie
- Nie, nawet jej dobrze nie znam - oznajmił
- Przecież przyjaźni się z Marciem
- Ale mieszka w Valencii, zawsze miała jakieś zawody kiedy go odwiedzałem, albo trening
- A no tak Marc opowiadał, że jest gimnastyczką
- O patrz już jesteśmy - zmienił temat Eric, przyjrzałam mu się uważnie on wydawał się być zdenerwowany, nie ciągnąć dużej tematu poszłam do lekarza, wizyta nie była długa, zrobili mi badania, lekarz oznajmił, że wszystko jest w porządku i mogłam wracać do domu, w samochodzie w drodze powrotnej panowała cisza
- Dzięki, pa - pocałowałam w policzek Erica i wyszłam
- Trzymaj się - spojrzał na mnie, po czym odjechał, weszłam do domu i nigdzie nie znalazłam Pigro, a zawsze na mnie czeka, szukałam go we wszystkich pokojach, gdy weszłam do sypialni cicho się zaśmiałam. Pigro leżał na Marcu i obaj spali. Nie budziłam ich tylko poszłam obejrzeć telewizje akurat leciała powtórka meczu Valencii, kiedy Marc tam grał, postanowiłam obejrzeć to, kiedy Marc strzelił gola zadedykował go pewnej brunetce, która siedziała w miejscu wyznaczonym dla dziewczyn, narzeczonych i żon piłkarzy.
- Witam tajemniczą Verę - powiedziałam pod nosem, chciałam sprawdzić, co o niej piszą w internecie jednak nie było mi to dane, bo usłyszałam, że Marc schodzi po schodach
- Dlaczego mnie nie obudziłaś? - usiadł obok mnie
- Bo Pigro nie lubi kiedy go się budzi - uśmiechnęłam się
- Zdusił mnie - zaśmiał się - Jak było na kontroli? - zapytał
- Dobrze, wszystko w jak najlepszym porządku - oznajmiłam
- Cieszę się - dotknął mojego policzka
- Co nabroiliście na treningu, że musieliście zostać? - spojrzałam na niego
- Cóż zachciało nam się śniegu - podrapał się po głowę
- Latem w Hiszpanii? - zdziwiłam się
- Tak, no i Sergi wymyślił, że całe boisko zrobimy pianą od gaśnicy - opowiadał - A że jedna na całe boisko nie starczy to ukradliśmy wszystkie gaśnice z korytarzy, a potem rzuciliśmy się w tą piane, kiedy to trener zobaczył zaczął się tak drzeć, że jestem zdziwiony, że go nie słyszałaś.
- Współczuje mu pracować z wami - zaśmiałam się
- Ale wiesz jak było fajnie - cieszył się jak dziecko
- Pewnie tak, bo waszym spełnieniem marzeń jest taki ogromny plac zabaw - oznajmiłam
- Nieee, park wodny tyle, że z tą pianą - skwitował, a ja z niedowierzaniem kręciłam głową
~`*~`
- Matko Marc ty cały czas jesteś od piany, złaź z kanapy, cała ją ubrudziłeś - zawyła Anna po chwili
- Wypierze się
- Sam się wypierz, zresztą ja też już jestem - westchnęła - Idę się przebrać - oznajmiła
Siedziałem chwilę na kanapie, ale wreszcie nie wytrzymałem i poszedłem w ślady Anny, uchyliłem sobie lekko drzwi od sypialni i obserwowałem każdy jej ruch. Była tak piękna, gdy zaczęła ściągać bluzkę chciałem odwrócić wzrok, ale nie mogłem, gdy już stała w samej bieliźnie przed szafą zrobiło mi się gorąco, nie myśląc dużo wpadłem do sypialni i odwróciłem w swoją stronę, ona nic nie mówiła tylko patrzyła na mnie tymi swoimi pięknymi oczami, wpiłem się w jej usta, najpierw delikatnie lecz z każdą chwilą pragnąłem więcej i całowałem ją coraz zachłanniej, Anna oderwała się ode mnie i ściągnęła ze mnie koszulkę, następnie spodnie, wziąłem ją na ręce i rzuciłem na łóżko, już nie było odwrotu tak bardzo ją pragnąłem, schodziłem coraz niżej z pocałunkami, a ona cicho pojękiwała, zwinnym ruchem ściągnąłem jej bieliznę, a ona poszła w moje ślady i ściągnęła mi bokserki, zobaczyłem na jej ustach ten łobuzerski uśmieszek, taki jak kiedyś, przejechała dłońmi po moich plecach i pocałowała mnie namiętnie, nie potrzebowaliśmy słów, wiedzieliśmy co robić, wszedłem w nią zdecydowanym ruchem, ta cicho jęknęła i splotła nasze dłonie, rozkoszowaliśmy się tą chwilą, było nam lepiej niż kiedykolwiek. Zmęczony opadłem zaraz obok niej, oddychając głęboko.
- Jesteś zniewalająca - uśmiechnąłem się lekko i odwróciłem w jej stronę
- Ty też - mówiła z zamkniętymi oczami, objąłem ją ramieniem i pocałowałem w czoło, ta bez słowa wtuliła się we mnie i zasnęła.
- Wypierze się
- Sam się wypierz, zresztą ja też już jestem - westchnęła - Idę się przebrać - oznajmiła
Siedziałem chwilę na kanapie, ale wreszcie nie wytrzymałem i poszedłem w ślady Anny, uchyliłem sobie lekko drzwi od sypialni i obserwowałem każdy jej ruch. Była tak piękna, gdy zaczęła ściągać bluzkę chciałem odwrócić wzrok, ale nie mogłem, gdy już stała w samej bieliźnie przed szafą zrobiło mi się gorąco, nie myśląc dużo wpadłem do sypialni i odwróciłem w swoją stronę, ona nic nie mówiła tylko patrzyła na mnie tymi swoimi pięknymi oczami, wpiłem się w jej usta, najpierw delikatnie lecz z każdą chwilą pragnąłem więcej i całowałem ją coraz zachłanniej, Anna oderwała się ode mnie i ściągnęła ze mnie koszulkę, następnie spodnie, wziąłem ją na ręce i rzuciłem na łóżko, już nie było odwrotu tak bardzo ją pragnąłem, schodziłem coraz niżej z pocałunkami, a ona cicho pojękiwała, zwinnym ruchem ściągnąłem jej bieliznę, a ona poszła w moje ślady i ściągnęła mi bokserki, zobaczyłem na jej ustach ten łobuzerski uśmieszek, taki jak kiedyś, przejechała dłońmi po moich plecach i pocałowała mnie namiętnie, nie potrzebowaliśmy słów, wiedzieliśmy co robić, wszedłem w nią zdecydowanym ruchem, ta cicho jęknęła i splotła nasze dłonie, rozkoszowaliśmy się tą chwilą, było nam lepiej niż kiedykolwiek. Zmęczony opadłem zaraz obok niej, oddychając głęboko.
- Jesteś zniewalająca - uśmiechnąłem się lekko i odwróciłem w jej stronę
- Ty też - mówiła z zamkniętymi oczami, objąłem ją ramieniem i pocałowałem w czoło, ta bez słowa wtuliła się we mnie i zasnęła.
~`*~`
Marc spał jak zabity, a ja siedziałam na łóżku i wpatrywałam się w niego. Byłam szczęśliwa, że to się stało, nigdy nie czułam się lepiej, jednak "przyjaciółka" Marca nie dawała o sobie zapomnieć i przerwała nam tą sielankę dzwoniąc do Marca. W pierwszej chwili chciała odebrać, jednak nie zrobiła tego, podała telefon Marcowi.
- Tak? - odpowiedział zaspany -...no dobrze...a jak się czujesz...ok...pa - rozmawiał patrząc na mnie
- Coś jej się stało? - spojrzałam na Marca, a ten wydawał się przerażony
- Kontuzje złapała - oznajmił
- Pewnie wraca - oznajmiła
- Tak, właśnie - westchnął
- Będziesz mi mógł ją przedstawić - skwitowałam
- Leci do Valencii, może po rehabilitacji przyjedzie - skrzywił się - Muszę iść, umówiłem się z Erickiem - oznajmił - Uwielbiam cię - wziął moją twarz w dłonie i pocałował
- No dobrze, pa - blado się uśmiechnęłam i poszłam go odprowadzić do drzwi, kiedy wyszedł złapałam za laptopa, modliłam się, żeby moje wątpliwości się nie sprawdziły, ale już pierwsza strona ukazała szczęśliwą parę, byli tak bardzo zapatrzeni w siebie, pojedyncza łza spłynęła mi po policzku, a kolejne strony tylko
utwierdzały mnie w fakcie, że pomiędzy Marciem i Verą jest coś więcej niż przyjaźń. Jednak nadzieja umiera ostatnia, może są przyjaciółmi, po prostu te magazyny ich tak kreują ile razy tak było.
Kiedy zapadł zmrok wzięłam Pigro na spacer, dusiłam się już w czterech ścianach, usiadłam na ławce i rozkoszowałam się Barceloną po zmroku, kiedy wracałam do domu zauważyłam Marca kroczył po drugiej stronie z Ericiem, byli tak pochłonięci rozmową, że mnie nie zauważyli, dało się usłyszeć imię Vera, rozmawiali o niej, a Eric robił zaciętą minę,może jednak to jego dziewczyna, dlaczego wiec kłamał?
Sama nie wiedziałam, co myśleć już o tym wszystkim, byłam zagubiona, a kiedy na drugi dzień pojawił się Marc nie mogłam powstrzymać łez, postanowiłam, że nie powiem mu o swoich podejrzeniach, będę żyć chwilą dopóki się nie upewnię.
- Hej, odwrócisz się do mnie? - zapytał Marc, kiedy stałam już dłuższą chwilę do niego plecami - Obraziłaś się na mnie? Miałem wczoraj zostać tak? - zadawał kolejne pytania, zamrugałam kilka razy, aby się uspokoić i odwróciłam się.
- Nie nie obraziłam się, co ty - próbowałam wymusić uśmiech
- Maleńka, co się stało, przecież widzę - podszedł do mnie i mnie przytulił
- Nic, naprawdę - pocałowałam go w policzek - Pójdziemy na plażę? - spojrzałam mu w oczy
- Pewnie - uśmiechnął się, wzięłam rzeczy i poszliśmy, w środku walczyłam sama ze sobą, znów wędrowaliśmy wzdłuż plaży obdarowując się pocałunkami i przytulając, każdy pocałunek traktowałam jako ten ostatni, wczytałam w internecie, że dzisiaj Vera będzie na lotnisku w Barcelonie, a nie tak jak Marc mówił w Valencii, postanowiłam tam pójść i rozwiać wszelkie wątpliwości.
- Uwielbiam cię - skwitował, na koniec naszego spotkania, znów to samo, a gdzie to słodkie kocham cię, dla którego mogłabym zabić, czy to wyznanie jest zarezerwowane dla kogoś innego?
- Ja cię też - lekko się uśmiechnęłam, gdy zniknął na zakrętem wzięłam głęboki oddech
- Co ty odwalasz? - pojawiła się za mną Ed i David
- Nic, wiecie zaprosiłabym was do środka, ale umówiłam się z mamą, akurat jest w Barcelonie - wykręciłam się i zawołałam taxi
- To my cię zawieziemy i tak my tylko na chwilę, bo jutro wracamy - oznajmił David
- Gdzie ona jest? - zapytała Ed
- Na lotnisku - oznajmiłam, a ci spojrzeli po sobie - Złapie taxi spokojnie - uśmiechnęłam się
- Nie no my cię zawieziemy - wepchnęli mnie do samochodu
- Naprawdę nie było trzeba - oznajmiłam wysiadając z samochodu
- Iść z tobą? - zapytała Ed
- Nie no raczej rozpoznam mamę - uśmiechałam się, gdy weszłam na lotnisko musiałam dosłownie przeciskać się przez ludzi, wszędzie kamery, aparaty, w tym tłumie nikogo nie widziałam, wyszłam więc przed i czekałam na Verę, ona jako jedyna może powiedzieć mi prawdę. Patrzyłam na ludzi za szklaną szybą, jednocześnie czułam jakby ktoś za mną stał, chciałam się odwrócić i zobaczyć kto to, ale zobaczyłam
jak ludzi z aparatami i kamerami powoli się przesuwają, w samym środku tego zamieszania dostrzegłam Marca, zaraz z ruchomych schodów zbiegła ta sama brunetka, której Marc zadedykował bramkę, biegła wprost w ramiona Marca.
- Anna spokojnie, to jeszcze nic nie znaczy - uspokajałam sama siebie, wstałam, aby widzieć więcej. Wtedy zobaczyłam to czego chyba nigdy nie chciałam zobaczyć, Vera wpiła się w usta Marca przed wszystkimi. Moje serce rozpadło się na milion kawałków, ja od chwili przebudzenia byłam tylko rozdziałem, który Marc chciała wreszcie zamknąć, ale był zagubiony tak samo jak ja, teraz to wszystko zrozumiałam i to tak strasznie bolało, stałam tam nieruchomo wpatrując się w Marca i Verę, a każda kolejna czułości tej dwójki
zadawała kolejne ciosy. Byłam głupia myśląc, że wszystko będzie po staremu, to były dwa długie cholerne lata, nie powinnam wymagać, żeby na mnie czekał. Gdy zauważyłam, że kierują się do wyjścia, odwróciłam się i poszłam przed siebie, na ławce nieopodal lotniska siedział David.
- Wiedziałem, że nie poszłaś spotkać się z mamą - skwitował i wstał
- Musiałam się przekonać, czy moje obawy są słuszne, teraz wiem, że nasza historia miała koniec wraz wypadkiem.
- Bardzo mnie nienawidzisz? - spojrzał na mnie
- Skądże, kiedy tam stałam przypomniałam sobie jak Ed chciała mi powiedzieć, ale zemdlałam, pewnie się baliście, że jeśli dowiem się prawdy coś mi się stanie... - przerwałam na chwilę -...i wiesz, co mieliście racje, stało się, moje serce się rozpadło i pewnie nigdy go uleczę - mówiłam przez łzy, ten mnie przyciągnął do siebie
- Co teraz zrobisz? - zapytał trzymając mnie w ramionach
- Zakończę to złudzenie i wyjadę - oznajmiłam
- Nie będziesz o niego walczyć? - spojrzał na mnie
- Kocham go, tak bardzo go kocham, że łudziłam się iż 2 lata niczego nie zmienią, ale one zmieniły bardzo dużo, musiały zmienić, każdy dzień zmienia człowieka, a co dopiero przeszło dwa lata. Nie powinnam oczekiwać, że on kocha mnie tak bardzo, jak ja go, bo dla mnie nic się nie zmieniło, a dla niego zmieniło się wszystko. I chyba od początku kiedy się obudziłam to wiedziałam, ale nie chciałam, aby tak było. Nie mogę o niego walczyć, bo on tak naprawdę nie jest już mój, jego kocham cię zmieniło się na uwielbiam cię, nie David, nie mów mi, że to jest to samo, bał się wyznać mi miłość, a wiesz dlaczego, bo on już tego nie czuje - rozpłakałam się na dobre, David zabrał mnie do samochodu i pojechaliśmy do mojego domu.
- Nie bądź na niego zły - uśmiechnęłam się blado, kiedy wychodziłam z samochodu
- Skrzywdził cię - oznajmił przez zęby
- On po prostu chciał normalnie żyć, a przyznasz, że dwa lata siedzenia w szpitalu i czekania kiedy się obudzę nie brzmi normalnie - skwitowałam
- Pogodziłaś się z tym? Tak po prostu? - spojrzał mi w oczy
- Szczęśliwej podróży David - odwróciłam głowę i skierowałam się do domu
- Tobie też! - wydarł się z samochodu, gdy zamknęłam drzwi ogarnęło mnie uczucie samotności, nie, nie chciałam płakać, spakowałam wszystkie moje rzeczy, ustawiłam walizki w holu i poszłam poszukać kartki. Napisałam list, tak właśnie zakończę naszą wspólną historię, po napisaniu rozejrzałam się ostatni raz po domu i wyszłam zatrzaskując za sobą drzwi, przez całą drogę patrzyłam tępo w jeden punkt.
~`*~`
- Tak? - odpowiedział zaspany -...no dobrze...a jak się czujesz...ok...pa - rozmawiał patrząc na mnie
- Coś jej się stało? - spojrzałam na Marca, a ten wydawał się przerażony
- Kontuzje złapała - oznajmił
- Pewnie wraca - oznajmiła
- Tak, właśnie - westchnął
- Będziesz mi mógł ją przedstawić - skwitowałam
- Leci do Valencii, może po rehabilitacji przyjedzie - skrzywił się - Muszę iść, umówiłem się z Erickiem - oznajmił - Uwielbiam cię - wziął moją twarz w dłonie i pocałował
- No dobrze, pa - blado się uśmiechnęłam i poszłam go odprowadzić do drzwi, kiedy wyszedł złapałam za laptopa, modliłam się, żeby moje wątpliwości się nie sprawdziły, ale już pierwsza strona ukazała szczęśliwą parę, byli tak bardzo zapatrzeni w siebie, pojedyncza łza spłynęła mi po policzku, a kolejne strony tylko
utwierdzały mnie w fakcie, że pomiędzy Marciem i Verą jest coś więcej niż przyjaźń. Jednak nadzieja umiera ostatnia, może są przyjaciółmi, po prostu te magazyny ich tak kreują ile razy tak było.
Kiedy zapadł zmrok wzięłam Pigro na spacer, dusiłam się już w czterech ścianach, usiadłam na ławce i rozkoszowałam się Barceloną po zmroku, kiedy wracałam do domu zauważyłam Marca kroczył po drugiej stronie z Ericiem, byli tak pochłonięci rozmową, że mnie nie zauważyli, dało się usłyszeć imię Vera, rozmawiali o niej, a Eric robił zaciętą minę,może jednak to jego dziewczyna, dlaczego wiec kłamał?
Sama nie wiedziałam, co myśleć już o tym wszystkim, byłam zagubiona, a kiedy na drugi dzień pojawił się Marc nie mogłam powstrzymać łez, postanowiłam, że nie powiem mu o swoich podejrzeniach, będę żyć chwilą dopóki się nie upewnię.
- Hej, odwrócisz się do mnie? - zapytał Marc, kiedy stałam już dłuższą chwilę do niego plecami - Obraziłaś się na mnie? Miałem wczoraj zostać tak? - zadawał kolejne pytania, zamrugałam kilka razy, aby się uspokoić i odwróciłam się.
- Nie nie obraziłam się, co ty - próbowałam wymusić uśmiech
- Maleńka, co się stało, przecież widzę - podszedł do mnie i mnie przytulił
- Nic, naprawdę - pocałowałam go w policzek - Pójdziemy na plażę? - spojrzałam mu w oczy
- Pewnie - uśmiechnął się, wzięłam rzeczy i poszliśmy, w środku walczyłam sama ze sobą, znów wędrowaliśmy wzdłuż plaży obdarowując się pocałunkami i przytulając, każdy pocałunek traktowałam jako ten ostatni, wczytałam w internecie, że dzisiaj Vera będzie na lotnisku w Barcelonie, a nie tak jak Marc mówił w Valencii, postanowiłam tam pójść i rozwiać wszelkie wątpliwości.
- Uwielbiam cię - skwitował, na koniec naszego spotkania, znów to samo, a gdzie to słodkie kocham cię, dla którego mogłabym zabić, czy to wyznanie jest zarezerwowane dla kogoś innego?
- Ja cię też - lekko się uśmiechnęłam, gdy zniknął na zakrętem wzięłam głęboki oddech
- Co ty odwalasz? - pojawiła się za mną Ed i David
- Nic, wiecie zaprosiłabym was do środka, ale umówiłam się z mamą, akurat jest w Barcelonie - wykręciłam się i zawołałam taxi
- To my cię zawieziemy i tak my tylko na chwilę, bo jutro wracamy - oznajmił David
- Gdzie ona jest? - zapytała Ed
- Na lotnisku - oznajmiłam, a ci spojrzeli po sobie - Złapie taxi spokojnie - uśmiechnęłam się
- Nie no my cię zawieziemy - wepchnęli mnie do samochodu
- Naprawdę nie było trzeba - oznajmiłam wysiadając z samochodu
- Iść z tobą? - zapytała Ed
- Nie no raczej rozpoznam mamę - uśmiechałam się, gdy weszłam na lotnisko musiałam dosłownie przeciskać się przez ludzi, wszędzie kamery, aparaty, w tym tłumie nikogo nie widziałam, wyszłam więc przed i czekałam na Verę, ona jako jedyna może powiedzieć mi prawdę. Patrzyłam na ludzi za szklaną szybą, jednocześnie czułam jakby ktoś za mną stał, chciałam się odwrócić i zobaczyć kto to, ale zobaczyłam
jak ludzi z aparatami i kamerami powoli się przesuwają, w samym środku tego zamieszania dostrzegłam Marca, zaraz z ruchomych schodów zbiegła ta sama brunetka, której Marc zadedykował bramkę, biegła wprost w ramiona Marca.
- Anna spokojnie, to jeszcze nic nie znaczy - uspokajałam sama siebie, wstałam, aby widzieć więcej. Wtedy zobaczyłam to czego chyba nigdy nie chciałam zobaczyć, Vera wpiła się w usta Marca przed wszystkimi. Moje serce rozpadło się na milion kawałków, ja od chwili przebudzenia byłam tylko rozdziałem, który Marc chciała wreszcie zamknąć, ale był zagubiony tak samo jak ja, teraz to wszystko zrozumiałam i to tak strasznie bolało, stałam tam nieruchomo wpatrując się w Marca i Verę, a każda kolejna czułości tej dwójki
zadawała kolejne ciosy. Byłam głupia myśląc, że wszystko będzie po staremu, to były dwa długie cholerne lata, nie powinnam wymagać, żeby na mnie czekał. Gdy zauważyłam, że kierują się do wyjścia, odwróciłam się i poszłam przed siebie, na ławce nieopodal lotniska siedział David.
- Wiedziałem, że nie poszłaś spotkać się z mamą - skwitował i wstał
- Musiałam się przekonać, czy moje obawy są słuszne, teraz wiem, że nasza historia miała koniec wraz wypadkiem.
- Bardzo mnie nienawidzisz? - spojrzał na mnie
- Skądże, kiedy tam stałam przypomniałam sobie jak Ed chciała mi powiedzieć, ale zemdlałam, pewnie się baliście, że jeśli dowiem się prawdy coś mi się stanie... - przerwałam na chwilę -...i wiesz, co mieliście racje, stało się, moje serce się rozpadło i pewnie nigdy go uleczę - mówiłam przez łzy, ten mnie przyciągnął do siebie
- Co teraz zrobisz? - zapytał trzymając mnie w ramionach
- Zakończę to złudzenie i wyjadę - oznajmiłam
- Nie będziesz o niego walczyć? - spojrzał na mnie
- Kocham go, tak bardzo go kocham, że łudziłam się iż 2 lata niczego nie zmienią, ale one zmieniły bardzo dużo, musiały zmienić, każdy dzień zmienia człowieka, a co dopiero przeszło dwa lata. Nie powinnam oczekiwać, że on kocha mnie tak bardzo, jak ja go, bo dla mnie nic się nie zmieniło, a dla niego zmieniło się wszystko. I chyba od początku kiedy się obudziłam to wiedziałam, ale nie chciałam, aby tak było. Nie mogę o niego walczyć, bo on tak naprawdę nie jest już mój, jego kocham cię zmieniło się na uwielbiam cię, nie David, nie mów mi, że to jest to samo, bał się wyznać mi miłość, a wiesz dlaczego, bo on już tego nie czuje - rozpłakałam się na dobre, David zabrał mnie do samochodu i pojechaliśmy do mojego domu.
- Nie bądź na niego zły - uśmiechnęłam się blado, kiedy wychodziłam z samochodu
- Skrzywdził cię - oznajmił przez zęby
- On po prostu chciał normalnie żyć, a przyznasz, że dwa lata siedzenia w szpitalu i czekania kiedy się obudzę nie brzmi normalnie - skwitowałam
- Pogodziłaś się z tym? Tak po prostu? - spojrzał mi w oczy
- Szczęśliwej podróży David - odwróciłam głowę i skierowałam się do domu
- Tobie też! - wydarł się z samochodu, gdy zamknęłam drzwi ogarnęło mnie uczucie samotności, nie, nie chciałam płakać, spakowałam wszystkie moje rzeczy, ustawiłam walizki w holu i poszłam poszukać kartki. Napisałam list, tak właśnie zakończę naszą wspólną historię, po napisaniu rozejrzałam się ostatni raz po domu i wyszłam zatrzaskując za sobą drzwi, przez całą drogę patrzyłam tępo w jeden punkt.
~`*~`
- Co zrobiłeś? - zapytał mnie Tello
- O co ci chodzi? - spojrzałem na niego
- No Vera wróciła, Anna już wie?
- Nie
- Nadal jej nie powiedziałeś?
- Proszę cię nie rób mi wyrzutów, tuż przed meczem
- Ok, to zrobię ci po - skwitował
Wyszedłem na murawę, wszystko mi się udawało, aż do pewnego momentu, Tello spojrzał na mnie.
- Wszystko gra?
- Tak - pomachałem głową, chociaż czułem, że coś się dzieje, ogarniał mnie nie pokój.
- O co ci chodzi? - spojrzałem na niego
- No Vera wróciła, Anna już wie?
- Nie
- Nadal jej nie powiedziałeś?
- Proszę cię nie rób mi wyrzutów, tuż przed meczem
- Ok, to zrobię ci po - skwitował
Wyszedłem na murawę, wszystko mi się udawało, aż do pewnego momentu, Tello spojrzał na mnie.
- Wszystko gra?
- Tak - pomachałem głową, chociaż czułem, że coś się dzieje, ogarniał mnie nie pokój.
~`*~`
zahaczyłam jeszcze w drodze o dom Eric, wiedziałam, że nie ma tam Marca, bo mają mecz, pewnie Vera już siedzi na trybunie.
- Niech pan tutaj chwilę poczeka - poprosiłam kierowce, zapukałam do drzwi, po chwili otworzył Eric
- Co tutaj robisz? - przyjrzał mi się, a ja wyciągnęłam rękę z kluczami w jego stronę - Proszę oddaj je Marcowi i podziękuj za wszystko - skwitowałam bez emocji
- Ty wiesz - westchnął tylko i przeczesał sobie włosy, a ja go przytuliłam
- Przeproś chłopaków, że się z nimi nie pożegnałam, tobie też dziękuje, byłeś przy mnie razem z Tello i Albą kiedy się obudziłam, nigdy wam tego nie zapomnę - pocałowałam go w policzek
- Gdzie się wybierasz? - cofnął mnie kiedy chciałam już iść
- Zobaczę - wzruszyłam ramionami - Gdzieś gdzie znajdę spokój - odpowiedziałam po chwili namysłu - Żegnaj
- Zostań - zagrodził mi drogę
- Nie mogę na pewno nie teraz, obiecuje, że napiszę ci kiedy dojadę - oznajmiłam i skierowałam się jak najszybciej do taxi, ten wybiegł na chodnik kiedy auto ruszało, pomachałam mu i wybrałam się do miejsca, gdzie wszystko miało swój początek.
_______________________________________________________________________________
Takim sposobem mamy długiii ostatni odcinek, przed nami jeszcze epilog. Sama nie wiem jak to się stało, bo planowałam dłuższy blog, jednak wczoraj naszła mnie wena i napisał to co widzicie powyżej.
Plus wracam do tego bloga : http://nada-es-para-siempre-amor.blogspot.com/
- Niech pan tutaj chwilę poczeka - poprosiłam kierowce, zapukałam do drzwi, po chwili otworzył Eric
- Co tutaj robisz? - przyjrzał mi się, a ja wyciągnęłam rękę z kluczami w jego stronę - Proszę oddaj je Marcowi i podziękuj za wszystko - skwitowałam bez emocji
- Ty wiesz - westchnął tylko i przeczesał sobie włosy, a ja go przytuliłam
- Przeproś chłopaków, że się z nimi nie pożegnałam, tobie też dziękuje, byłeś przy mnie razem z Tello i Albą kiedy się obudziłam, nigdy wam tego nie zapomnę - pocałowałam go w policzek
- Gdzie się wybierasz? - cofnął mnie kiedy chciałam już iść
- Zobaczę - wzruszyłam ramionami - Gdzieś gdzie znajdę spokój - odpowiedziałam po chwili namysłu - Żegnaj
- Zostań - zagrodził mi drogę
- Nie mogę na pewno nie teraz, obiecuje, że napiszę ci kiedy dojadę - oznajmiłam i skierowałam się jak najszybciej do taxi, ten wybiegł na chodnik kiedy auto ruszało, pomachałam mu i wybrałam się do miejsca, gdzie wszystko miało swój początek.
_______________________________________________________________________________
Takim sposobem mamy długiii ostatni odcinek, przed nami jeszcze epilog. Sama nie wiem jak to się stało, bo planowałam dłuższy blog, jednak wczoraj naszła mnie wena i napisał to co widzicie powyżej.
Plus wracam do tego bloga : http://nada-es-para-siempre-amor.blogspot.com/