czwartek, 3 kwietnia 2014

Epilog


Rozpętała się okropna burza, przerwali mecz w połowie, gdy się przebrałem zaczerpnąłem kilka głębszych wdechów i zdecydowałem się porozmawiać z Verą, z każdą minutą jej wyraz twarzy się zmieniał. Jak ciężko było patrzeć na jej łzy, jednak nie mogę jej okłamywać, nadal kocham Anne. W ciszy odwiozłem ją do domu i skierowałem się pod dom Anny, nie zastałem jej tam, a jedyne miejsce, gdzie mogła się udać to dom Erica, droga nie była długa, ale mi wydawała się wiecznością, muszę wreszcie powiedzieć jej jak bardzo ją kocham, wcześniej targały mną wątpliwości, ale gdy podczas meczu ogarnął mnie niepokój zrozumiałem, że nie mogę tracić czasu i muszę wyznać jej, co czuje.
- Hej Eric - wpadłem z uśmiechem do brata i rozglądałem się po pokojach
- Cześć - odpowiedział przygaszony
- Co się stało? - spojrzałem na niego
- Ona odeszła - spojrzał na moją reakcje
- Ale kto?
- Anna, przyszła tutaj kazała ci przekazać kluczę i podziękować, potem wparowała do taxi i tyle ją widziałem - mówił przejęty
- Nie zatrzymałeś jej?! - ryknąłem i złapałem za bluzę brata, ale zaraz się opanowałem - Przepraszam - odszedłem od niego kilka kroków
- Pewnie, że próbowałem, ale wiesz dobrze jaka jest uparta - skwitował
- Nie mówiła gdzie jedzie? - spytałem zrozpaczony
- Nie, ale obiecała przysłać wiadomość kiedy dojedzie - oznajmił, usiedliśmy w ciszy i czekaliśmy na jakiś znak od Anny, cały czas próbowałem się dodzwonić do niej, ale rozłączała mnie, idiota ze mnie, straciłem mój największy skarb na własne życzenie.

~`*~`

Dojechałam właśnie pod hotel moich rodziców, modliłam się, aby byli na jakieś kolacji i nie widzieli mnie w takim stanie. W drodze zadzwoniłam do Davida, razem z nim jutro rano wylatuje do Manchesteru, może tam
uda mi się zapomnieć o Marcu. Przywitałam się z recepcjonistką i odebrałam klucz od mojego dawnego pokoju, nic się nie zmienił, usiadłam na parapecie i dałam upust moim emocją.
- "Dojechałam" - wysłałam krótkiego sms Ericowi, zaraz mój telefon się rozdzwonił, na całe szczęście to David
- Płaczesz? - zapytał kiedy odebrałam
- Nie - zaprzeczyłam
- Kłamiesz - skwitował - Przyjadę jutro po ciebie do Mataró
- Dobrze - ledwo zbierałam się na normalny ton
- Na pewno chcesz wyjechać? - zapytał
- Do jutra - rozłączyłam się i znów łzy spływały mi po policzkach

~`*~`

Było po 23 kiedy Anna przysłała sms Ericowi, jechała jakieś półgodziny, a więc jest u rodziców.
- Jadę do niej - chwyciłem za kluczyki i skierowałem się do wyjścia
- Zaczekaj nie możesz sam jechać - ubierał buty Eric
- Sam muszę to załatwić, do zobaczenia - zbiegłem po schodach i już odpalałem samochód, pędziłem jak oszalały łamiąc sporo zakazów, na moje nieszczęście zatrzymała mnie policja, zabrała mój jakże cenny czas, kolejną przeszkodę spotkałem na płatnych odcinkach w drodze do Mataró, myślałem, że mnie szlag trafi kiedy awaria wystąpiła akurat wtedy kiedy miałem przejeżdżać przez nie. Musiałem się cofać, wzrastał we mnie niepokój, że Anna mogła wyjechać gdzieś dalej, gdzieś gdzie jej nie znajdę. Dopiero o 1 w nocy dojechałem pod hotel rodziców Anny. Chwyciłem za uchwyt i spotkałem opór, drzwi od hotelu były zamknięte, chcąc nie chcąc musiałem poczekać aż je otworzą, czekałem tak długo aż sen mnie nie dopadł.
Obudziłem się cały połamany, spojrzałem w stronę hotelu drzwi były otwarte na oścież, a zegarek wskazywał 9 rano, oby nie było za późno.
- Dzień dobry, szukam Anny Kowalsky - popatrzyłem zniecierpliwiony na recepcjonistkę
- To ty jesteś Marc - przymrużyła oczy
- Tak, wie pani gdzie jest? - spojrzałem na nią błagalnie
- Wyjechała jakieś półgodziny temu - odpowiedziała
- Ale jak to, gdzie?
- Z jakimś wysokim blondynkiem, mówili coś o lotnisku - oznajmiła
- Dziękuje - wybiegłem z hotelu, cholerne półgodziny, jakbym obudził się wcześniej już bym ją złapał, a tak znów będę musiał złamać kilka przepisów, aby ją dogonić, nie dam jej odejść za bardzo ją kocham.

Lotnisko w Barcelonie 9.28
Rozglądam się po lotnisku i nigdzie nie mogę znaleźć Anny, same obce twarze, załamany biegam po odprawach i jej szukam, nie widzę jej, do oczu zbierają mi się łzy, zrezygnowany siadam na jednym z krzesełku.

 ~`*~`
 
Już dawno powinnam przejść odprawę, ale coś mnie powstrzymuje, czekam nadal mam nadzieje, że Marc się pojawi, patrzę na Davida.
- Zostań, wiesz dobrze, że tutaj będzie ci najlepiej, wytłumaczycie sobie wszystko - obejmuje mnie i całuje w czubek głowy.
- Nie mogę... - spuszczam głowę i kieruje się na odprawę

~`*~`
 
Podnoszę głowę i widzę ją, właśnie przechodzi przez kontrolę, biegnę, co sił w nogach wykrzykując jej imię.
- Tylko z biletem - zatrzymuje mnie ochroniarz
- Anna! Anna! - nie zważam na niego i wypatruje jej, odwraca się i patrzy mi prosto w oczy, aż przeszedł mnie nie przyjemny dreszcz kiedy zauważam ogromny ból w jej oczach, widzę jak zbierają się jej łzy, robi krok w moją stronę, a potem tak po prostu się odwraca i ginie w tłumie, zrezygnowany osuwam się na najbliższą ścianę i chowam twarz w dłonie, nie wiem ile tam siedziałem, ale słyszałem jak wzywają lot Anny na pokład, stanąłem przy szybie i wpatrywałem się jak samolot wzbija się w powierzę, nie kryje przy tym łez.
- Kocham cię, Anna! - wydzieram się na całe lotnisko po raz ostatni i kieruje się do wyjścia, obcy ludzie patrzą na mnie ze współczuciem, cały we łzach opuszczam lotnisko
- Ja też ciebie kocham - słyszę za sobą, odwracam się i widzę Annę, bez zastanowienia przyciągam ją do siebie i namiętnie całuje, tak zachłannie jak nigdy, potem obejmuje jej twarz i patrze w jej oczy, nadal ma w nich łzy, ale teraz się uśmiecha.
- Teraz wszystko naprawie, obiecuje, wybacz mi - całuje ją lekko w usta
- Wiem, wierzę ci - ociera mi łzy z policzków

Zabrałem Annę na tę samą plaże, co kiedyś ustawiłem naprzeciwko mnie i odmierzyłem kilka kroków.
- To zacznijmy od tego - uśmiechnąłem się i skierowałem się w jej stronę, na koniec łapiąc ją mocno w ramiona.



The end
________________________________________________________________

A więc żegnam się z tym blogiem. Dziękuje wszystkim, którzy tak licznie wchodzili na ten blog, czytali go i komentowali, to naprawdę dawało kopa. Uwielbiam każdego z was.
Mam nadzieje, że spotkamy się na innych moich blogach:
http://nada-es-para-siempre-amor.blogspot.com/ (nowy rozdział już jutro)
&
http://la-gante-esta-loca.blogspot.com/ (prolog pojawi się w weekend)

Do napisania, jeszcze raz DZIĘKI, wasza A.E.

czwartek, 27 marca 2014

9


Stałam zadowolona na środku holu i kręciłam z niedowierzaniem głową, gdy mnie całował czułam się tak wyjątkowo, magicznie...
Mogłam zasnąć z uśmiechem na twarzy, położyłam się i czekałam na sen, rozmyślałam o wielu sprawach, dopuściłam do siebie myśli, których nigdy nie chciałam dopuścić, bo były dla mnie niewygodne. Przewracałam się z boku na bok, tak bardzo chciałam je odgonić, sama myśl o nich mnie raniła, a co dopiero jeśli to okaże się prawdą. Byłam tak zmęczona zadręczaniem samej siebie, że aż usnęłam.
~`*~`

Nad ranem byłem już pod Anny domem, stałem długo na zewnątrz oparty o samochód, wtedy zobaczyłem Anne w oknie uśmiechnęła się i pomachała, odwzajemniłem jej gest i skierowałem się do wejścia.
- Hej piękna - wpadłem do sypialni i położyłem ją na łóżku
- Witam - uśmiechnęła się - Czy ty aby nie masz treningu? - spojrzała na mnie
- Właśnie się na niego wybieram - oznajmiłem
- Dzisiaj idę na kontrolę, przejdziesz się ze mną? - zapytała
- Pewnie - pocałowałem ją w czoło i wstałem
- Jestem głodna - zrobiła smutną minę
- Mam ci zrobić śniadanie? - zaśmiałem się, a ta potwierdziła - No po co ja pytałem - rozłożyłem ręce i skierowałem się do kuchni
- Dziękuje - zaśmiała się i poszła za mną, oparła się o blat i obserwowała mnie
- Coś nie tak? - zapytałem
- Nie, wszystko w jak najlepszym porządku, posłała mi uśmiech
- Proszę - podałem jej talerz
- Mój kucharz - pocałowała mnie w usta
- Muszę iść, niestety - skwitowałem
- Ok - odpowiedziała mi z pełną buzią
- O której masz wizytę? - zapytałem zbierając się do wyjścia
- O 13.30 - odpowiedziała
- Zaraz po treningu... No cóż postaram się być - oznajmiłem i wyszedłem

~`*~`

Marc nie zdążył na kontrolę, cała drużyna musiała zostać jeszcze godzinę po treningu, bo się wydurniali. Więc na wizytę poszedł ze mną Eric.
- Wszystko dobrze? - spojrzał na mnie
- Pewnie, denerwuje się wizytą, to pierwszy raz kiedy tam wracam - oznajmiłam
- Spokojnie, na pewno wszystko będzie dobrze - uśmiechnął się i objął mnie
- Z pewnością - wymamrotałam - Mogę cię o coś zapytać? - spojrzałam na niego
- Jasne
- Czy ta przyjaciółka, co tak pomogła Marcowi, to twoja dziewczyna? Pamiętam jak na meczu dzwoniła do ciebie - spojrzałam się na niego, ten zacisnął usta w cienką linie
- Nie, nawet jej dobrze nie znam - oznajmił
- Przecież przyjaźni się z Marciem
- Ale mieszka w Valencii, zawsze miała jakieś zawody kiedy go odwiedzałem, albo trening
- A no tak Marc opowiadał, że jest gimnastyczką
- O patrz już jesteśmy - zmienił temat Eric, przyjrzałam mu się uważnie on wydawał się być zdenerwowany, nie ciągnąć dużej tematu poszłam do lekarza, wizyta nie była długa, zrobili mi badania, lekarz oznajmił, że wszystko jest w porządku i mogłam wracać do domu, w samochodzie w drodze powrotnej panowała cisza
- Dzięki, pa - pocałowałam w policzek Erica i wyszłam
- Trzymaj się - spojrzał na mnie, po czym odjechał, weszłam do domu i nigdzie nie znalazłam Pigro, a zawsze na mnie czeka, szukałam go we wszystkich pokojach, gdy weszłam do sypialni cicho się zaśmiałam. Pigro leżał na Marcu i obaj spali. Nie budziłam ich tylko poszłam obejrzeć telewizje akurat leciała powtórka meczu Valencii, kiedy Marc tam grał, postanowiłam obejrzeć to, kiedy Marc strzelił gola zadedykował go pewnej brunetce, która siedziała w miejscu wyznaczonym dla dziewczyn, narzeczonych i żon piłkarzy.
- Witam tajemniczą Verę - powiedziałam pod nosem, chciałam sprawdzić, co o niej piszą w internecie jednak nie było mi to dane, bo usłyszałam, że Marc schodzi po schodach
- Dlaczego mnie nie obudziłaś? - usiadł obok mnie
- Bo Pigro nie lubi kiedy go się budzi - uśmiechnęłam się
- Zdusił mnie - zaśmiał się - Jak było na kontroli? - zapytał
- Dobrze, wszystko w jak najlepszym porządku - oznajmiłam
- Cieszę się - dotknął mojego policzka
- Co nabroiliście na treningu, że musieliście zostać? - spojrzałam na niego
- Cóż zachciało nam się śniegu - podrapał się po głowę
- Latem w Hiszpanii? - zdziwiłam się
- Tak, no i Sergi wymyślił, że całe boisko zrobimy pianą od gaśnicy - opowiadał - A że jedna na całe boisko nie starczy to ukradliśmy wszystkie gaśnice z korytarzy, a potem rzuciliśmy się w tą piane, kiedy to trener zobaczył zaczął się tak drzeć, że jestem zdziwiony, że go nie słyszałaś.
- Współczuje mu pracować z wami - zaśmiałam się
- Ale wiesz jak było fajnie - cieszył się jak dziecko
- Pewnie tak, bo waszym spełnieniem marzeń jest taki ogromny plac zabaw - oznajmiłam
- Nieee, park wodny tyle, że z tą pianą - skwitował, a ja z niedowierzaniem kręciłam głową

~`*~`

- Matko Marc ty cały czas jesteś od piany, złaź z kanapy, cała ją ubrudziłeś - zawyła Anna po chwili
- Wypierze się
- Sam się wypierz, zresztą ja też już jestem - westchnęła - Idę się przebrać - oznajmiła
Siedziałem chwilę na kanapie, ale wreszcie nie wytrzymałem i poszedłem w ślady Anny, uchyliłem sobie lekko drzwi od sypialni i obserwowałem każdy jej ruch. Była tak piękna, gdy zaczęła ściągać bluzkę chciałem odwrócić wzrok, ale nie mogłem, gdy już stała w samej bieliźnie przed szafą zrobiło mi się gorąco, nie myśląc dużo wpadłem do sypialni i odwróciłem w swoją stronę, ona nic nie mówiła tylko patrzyła na mnie tymi swoimi pięknymi oczami, wpiłem się w jej usta, najpierw delikatnie lecz z każdą chwilą pragnąłem więcej i całowałem ją coraz zachłanniej, Anna oderwała się ode mnie i ściągnęła ze mnie koszulkę, następnie spodnie, wziąłem ją na ręce i rzuciłem na łóżko, już nie było odwrotu tak bardzo ją pragnąłem, schodziłem coraz niżej z pocałunkami, a ona cicho pojękiwała, zwinnym ruchem ściągnąłem jej bieliznę, a ona poszła w moje ślady i ściągnęła mi bokserki, zobaczyłem na jej ustach ten łobuzerski uśmieszek, taki jak kiedyś, przejechała dłońmi po moich plecach i pocałowała mnie namiętnie, nie potrzebowaliśmy słów, wiedzieliśmy co robić, wszedłem w nią zdecydowanym ruchem, ta cicho jęknęła i splotła nasze dłonie, rozkoszowaliśmy się tą chwilą, było nam lepiej niż kiedykolwiek. Zmęczony opadłem zaraz obok niej, oddychając głęboko.
- Jesteś zniewalająca - uśmiechnąłem się lekko i odwróciłem w jej stronę
- Ty też - mówiła z zamkniętymi oczami, objąłem ją ramieniem i pocałowałem w czoło, ta bez słowa wtuliła się we mnie i zasnęła.

~`*~`

Marc spał jak zabity, a ja siedziałam na łóżku i wpatrywałam się w niego. Byłam szczęśliwa, że to się stało, nigdy nie czułam się lepiej, jednak "przyjaciółka" Marca nie dawała o sobie zapomnieć i przerwała nam tą sielankę dzwoniąc do Marca. W pierwszej chwili chciała odebrać, jednak nie zrobiła tego, podała telefon Marcowi.
- Tak? - odpowiedział zaspany -...no dobrze...a jak się czujesz...ok...pa - rozmawiał patrząc na mnie
- Coś jej się stało? - spojrzałam na Marca, a ten wydawał się przerażony
- Kontuzje złapała - oznajmił
- Pewnie wraca - oznajmiła
- Tak, właśnie - westchnął
- Będziesz mi mógł ją przedstawić - skwitowałam
- Leci do Valencii, może po rehabilitacji przyjedzie - skrzywił się - Muszę iść, umówiłem się z Erickiem - oznajmił - Uwielbiam cię - wziął moją twarz w dłonie i pocałował
- No dobrze, pa - blado się uśmiechnęłam i poszłam go odprowadzić do drzwi, kiedy wyszedł złapałam za laptopa, modliłam się, żeby moje wątpliwości się nie sprawdziły, ale już pierwsza strona ukazała szczęśliwą parę, byli tak bardzo zapatrzeni w siebie, pojedyncza łza spłynęła mi po policzku, a kolejne strony tylko
utwierdzały mnie w fakcie, że pomiędzy Marciem i Verą jest coś więcej niż przyjaźń. Jednak nadzieja umiera ostatnia, może są przyjaciółmi, po prostu te magazyny ich tak kreują ile razy tak było.
Kiedy zapadł zmrok wzięłam Pigro na spacer, dusiłam się już w czterech ścianach, usiadłam na ławce i rozkoszowałam się Barceloną po zmroku, kiedy wracałam do domu zauważyłam Marca kroczył po drugiej stronie z Ericiem, byli tak pochłonięci rozmową, że mnie nie zauważyli, dało się usłyszeć imię Vera, rozmawiali o niej, a Eric robił zaciętą minę,może jednak to jego dziewczyna, dlaczego wiec kłamał?
Sama nie wiedziałam, co myśleć już o tym wszystkim, byłam zagubiona, a kiedy na drugi dzień pojawił się Marc nie mogłam powstrzymać łez, postanowiłam, że nie powiem mu o swoich podejrzeniach, będę żyć chwilą dopóki się nie upewnię.
- Hej, odwrócisz się do mnie? - zapytał Marc, kiedy stałam już dłuższą chwilę do niego plecami - Obraziłaś się na mnie? Miałem wczoraj zostać tak? - zadawał kolejne pytania, zamrugałam kilka razy, aby się uspokoić i odwróciłam się.
- Nie nie obraziłam się, co ty - próbowałam wymusić uśmiech
- Maleńka, co się stało, przecież widzę - podszedł do mnie i mnie przytulił
- Nic, naprawdę - pocałowałam go w policzek - Pójdziemy na plażę? - spojrzałam mu w oczy
- Pewnie - uśmiechnął się, wzięłam rzeczy i poszliśmy, w środku walczyłam sama ze sobą, znów wędrowaliśmy wzdłuż plaży obdarowując się pocałunkami i przytulając, każdy pocałunek traktowałam jako ten ostatni, wczytałam w internecie, że dzisiaj Vera będzie na lotnisku w Barcelonie, a nie tak jak Marc mówił w Valencii, postanowiłam tam pójść i rozwiać wszelkie wątpliwości.
- Uwielbiam cię - skwitował, na koniec naszego spotkania, znów to samo, a gdzie to słodkie kocham cię, dla którego mogłabym zabić, czy to wyznanie jest zarezerwowane dla kogoś innego?
- Ja cię też - lekko się uśmiechnęłam, gdy zniknął na zakrętem wzięłam głęboki oddech
- Co ty odwalasz? - pojawiła się za mną Ed i David
- Nic, wiecie zaprosiłabym was do środka, ale umówiłam się z mamą, akurat jest w Barcelonie - wykręciłam się i zawołałam taxi
- To my cię zawieziemy i tak my tylko na chwilę, bo jutro wracamy - oznajmił David
- Gdzie ona jest? - zapytała Ed
- Na lotnisku - oznajmiłam, a ci spojrzeli po sobie - Złapie taxi spokojnie - uśmiechnęłam się
- Nie no my cię zawieziemy - wepchnęli mnie do samochodu
- Naprawdę nie było trzeba - oznajmiłam wysiadając z samochodu
- Iść z tobą? - zapytała Ed
- Nie no raczej rozpoznam mamę - uśmiechałam się, gdy weszłam na lotnisko musiałam dosłownie przeciskać się przez ludzi, wszędzie kamery, aparaty, w tym tłumie nikogo nie widziałam, wyszłam więc przed i czekałam na Verę, ona jako jedyna może powiedzieć mi prawdę. Patrzyłam na ludzi za szklaną szybą, jednocześnie czułam jakby ktoś za mną stał, chciałam się odwrócić i zobaczyć kto to, ale zobaczyłam
jak ludzi z aparatami i kamerami powoli się przesuwają, w samym środku tego zamieszania dostrzegłam Marca, zaraz z ruchomych schodów zbiegła ta sama brunetka, której Marc zadedykował bramkę, biegła wprost w ramiona Marca.
- Anna spokojnie, to jeszcze nic nie znaczy - uspokajałam sama siebie, wstałam, aby widzieć więcej. Wtedy zobaczyłam to czego chyba nigdy nie chciałam zobaczyć, Vera wpiła się w usta Marca przed wszystkimi. Moje serce rozpadło się na milion kawałków, ja od chwili przebudzenia byłam tylko rozdziałem, który Marc chciała wreszcie zamknąć, ale był zagubiony tak samo jak ja, teraz to wszystko zrozumiałam i to tak strasznie bolało, stałam tam nieruchomo wpatrując się w Marca i Verę, a każda kolejna czułości tej dwójki
zadawała kolejne ciosy. Byłam głupia myśląc, że wszystko będzie po staremu, to były dwa długie cholerne lata, nie powinnam wymagać, żeby na mnie czekał. Gdy zauważyłam, że kierują się do wyjścia, odwróciłam się i poszłam przed siebie, na ławce nieopodal lotniska siedział David.
- Wiedziałem, że nie poszłaś spotkać się z mamą - skwitował i wstał
- Musiałam się przekonać, czy moje obawy są słuszne, teraz wiem, że nasza historia miała koniec wraz wypadkiem.
- Bardzo mnie nienawidzisz? - spojrzał na mnie
- Skądże, kiedy tam stałam przypomniałam sobie jak Ed chciała mi powiedzieć, ale zemdlałam, pewnie się baliście, że jeśli dowiem się prawdy coś mi się stanie... - przerwałam na chwilę -...i wiesz, co mieliście racje, stało się, moje serce się rozpadło i pewnie nigdy go uleczę - mówiłam przez łzy, ten mnie przyciągnął do siebie
- Co teraz zrobisz? - zapytał trzymając mnie w ramionach
- Zakończę to złudzenie i wyjadę - oznajmiłam
- Nie będziesz o niego walczyć? - spojrzał na mnie
- Kocham go, tak bardzo go kocham, że łudziłam się iż 2 lata niczego nie zmienią, ale one zmieniły bardzo dużo, musiały zmienić, każdy dzień zmienia człowieka, a co dopiero przeszło dwa lata. Nie powinnam oczekiwać, że on kocha mnie tak bardzo, jak ja go, bo dla mnie nic się nie zmieniło, a dla niego zmieniło się wszystko. I chyba od początku kiedy się obudziłam to wiedziałam, ale nie chciałam, aby tak było. Nie mogę o niego walczyć, bo on tak naprawdę nie jest już mój, jego kocham cię zmieniło się na uwielbiam cię, nie David, nie mów mi, że to jest to samo, bał się wyznać mi miłość, a wiesz dlaczego, bo on już tego nie czuje - rozpłakałam się na dobre, David zabrał mnie do samochodu i pojechaliśmy do mojego domu.
- Nie bądź na niego zły - uśmiechnęłam się blado, kiedy wychodziłam z samochodu
- Skrzywdził cię - oznajmił przez zęby
- On po prostu chciał normalnie żyć, a przyznasz, że dwa lata siedzenia w szpitalu i czekania kiedy się obudzę nie brzmi normalnie - skwitowałam
- Pogodziłaś się z tym? Tak po prostu? - spojrzał mi w oczy
- Szczęśliwej podróży David - odwróciłam głowę i skierowałam się do domu
- Tobie też! - wydarł się z samochodu, gdy zamknęłam drzwi ogarnęło mnie uczucie samotności, nie, nie chciałam płakać, spakowałam wszystkie moje rzeczy, ustawiłam walizki w holu i poszłam poszukać kartki. Napisałam list, tak właśnie zakończę naszą wspólną historię, po napisaniu rozejrzałam się ostatni raz po domu i wyszłam zatrzaskując za sobą drzwi, przez całą drogę patrzyłam tępo w jeden punkt.

~`*~`

- Co zrobiłeś? - zapytał mnie Tello
- O co ci chodzi? - spojrzałem na niego
- No Vera wróciła, Anna już wie?
- Nie
- Nadal jej nie powiedziałeś?
- Proszę cię nie rób mi wyrzutów, tuż przed meczem
- Ok, to zrobię ci po - skwitował
Wyszedłem na murawę, wszystko mi się udawało, aż do pewnego momentu, Tello spojrzał na mnie.
- Wszystko gra?
- Tak - pomachałem głową, chociaż czułem, że coś się dzieje, ogarniał mnie nie pokój.

 ~`*~`
zahaczyłam jeszcze w drodze o dom Eric, wiedziałam, że nie ma tam Marca, bo mają mecz, pewnie Vera już siedzi na trybunie.
- Niech pan tutaj chwilę poczeka - poprosiłam kierowce, zapukałam do drzwi, po chwili otworzył Eric
- Co tutaj robisz? - przyjrzał mi się, a ja wyciągnęłam rękę z kluczami w jego stronę - Proszę oddaj je Marcowi i podziękuj za wszystko - skwitowałam bez emocji
- Ty wiesz - westchnął tylko i przeczesał sobie włosy, a ja go przytuliłam
- Przeproś chłopaków, że się z nimi nie pożegnałam, tobie też dziękuje, byłeś przy mnie razem z Tello i Albą kiedy się obudziłam, nigdy wam tego nie zapomnę - pocałowałam go w policzek
- Gdzie się wybierasz? - cofnął mnie kiedy chciałam już iść
- Zobaczę - wzruszyłam ramionami - Gdzieś gdzie znajdę spokój - odpowiedziałam po chwili namysłu - Żegnaj
- Zostań - zagrodził mi drogę
- Nie mogę na pewno nie teraz, obiecuje, że napiszę ci kiedy dojadę - oznajmiłam i skierowałam się jak najszybciej do taxi, ten wybiegł na chodnik kiedy auto ruszało, pomachałam mu i wybrałam się do miejsca, gdzie wszystko miało swój początek.
_______________________________________________________________________________
Takim sposobem mamy długiii ostatni odcinek, przed nami jeszcze epilog. Sama nie wiem jak to się stało, bo planowałam dłuższy blog, jednak wczoraj naszła mnie wena i napisał to co widzicie powyżej.
Plus wracam do tego bloga : http://nada-es-para-siempre-amor.blogspot.com/

piątek, 21 marca 2014

8


- Przerażasz mnie jak tak na mnie patrzysz - skwitowała
- W Valencii spotkałem Verę, bardzo mi pomogła się podnieść i żyć dalej... - spojrzałem na Annę, w jej oczach odnalazłem niepokój
- Jesteś z nią? - spytała łamiącym się głosem
- To moja przyjaciółka, po prostu chciałem, żebyś wiedziała - oznajmiłem i zaraz tego pożałowałem, bo półprawda to jeszcze nie prawda.
- Rozumiem, musi być naprawdę super jeśli pomogła, chciałabym jej podziękować - lekko uśmiechnęła się Anna
- Teraz jest w Moskwie, wiesz ona jest gimnastyczką, może jak wróci - brnąłem dalej w kłamstwo
- To tylko przyjaciółka? - przyjrzała mi się uważnie
- Tak - odpowiedziałem dość pewny siebie, sam nie widziałem, co robię, ja chyba po prostu boje się, że jeśli powiem prawdę stracę ją. Objąłem ją ramieniem i wróciliśmy do domu, Pigro odmawiał posłuszeństwa i musiałem go nieść, kiedy zbliżaliśmy sie do ulicy spojrzałem na Annę, nie miała za wyraźnej miny - Spokojnie, jestem przy tobie - uśmiechnąłem się i chwyciłem za rękę, razem pokonaliśmy ulicę. - Jadę, zatrzymam się u Erica, przyjadę później - oznajmiłem, kiedy staliśmy przed domem
- Przecież możesz zatrzymać się tutaj - skwitowała
- Nie kuś - uśmiechnąłem się i nachyliłem żeby ją pocałować, ale usłyszałem za sobą odchrząknięcie
- Hej wam - przywitała się Edurne - Myślę, że nie przeszkadzam - zmierzyła mnie wzrokiem
- Nie, skądże ja i tak już jadę - oznajmiłem, i postanowiłem się ewakuować
- Pa Anna, pa Ed - zbiegłem po schodach i wsiadłem do samochodu

~`*~`

- Co tak na mnie patrzysz? - spojrzałam się na Ed, która stała z rękoma na biodrach i bacznie mnie obserwowała
- Powtórka z rozrywki? - zaśmiała się i z niedowierzaniem pokręciła głową
- Wiesz, że moje uczucia do niego się nie zmieniły - oznajmiłam - Ale nie rozmawiajmy o tym przed domem, wchodź - uśmiechnęłam się i zaprosiłam ją do środka - David już wyjechał? - spojrzałam na nią
- Nie, miał, ale schowałam mu bilet, zresztą zaraz się z nim spotkamy - oznajmiła
- Jak?
- Jest na treningu Barcy, więc przebieraj się i idziemy - uśmiechnęła się
- Jestem za! Wreszcie zobaczę chłopaków! - pobiegłam na górę i się przebrałam, po chwili już zakluczyłam drzwi i jechaliśmy razem z Ed na boisko treningowe, gdy dojechałyśmy wybiegłam z auta
- Czekaj na mnie! - zawyła Ed - Pamiętaj nie możesz biegać - upomniała mnie
- Przesadzasz - uśmiechnęłam się i po okazaniu przepustek wpuścili nas na boisko, jeszcze dobrze się nie rozejrzałam, a jakiś olbrzym podniósł mnie i okręcał
- Maleństwo! - wydarł się Gerard i mnie nie puszczał
- Hej wielki bracie - uśmiechnęłam się
- Ej dosyć tych czułości zostaw trochę dla mnie - odezwał się Sergi, po odzyskaniu kontaktu z ziemią podeszłam do niego i się przytuliłam, potem poczyniłam to z każdym z drużyny, rozejrzałam się, ale nigdzie nie widziałam Marca
- A ze mną się nie przywitasz? - spytał Jordi
- Pewnie, że tak - uśmiechnęłam się i wtuliłam się w obrońce - Urosłeś? - powiedziałam po chwili ciszy
- Nie, ty zmalałaś - zaśmiał się
- Ej - uderzyłam go w ramię
- No co nie było trzeba tyle spać - pokazał mi język, gdy pojawił się trener przyjrzałam się mu uważnie, albo go nie znam, albo coś jest nie tak z moją pamięcią - To nowy trener, Peter Schneider - oznajmił Jordi, zaoponowała cisza, trener wyglądał strasznie, bałam się go, jego wzrok mógł zabijać.
- Piłkarze rozgrzewka, panny na trybuny - rozkazał, a wszyscy posłusznie wykonali rozkaz
- Boje się go - szepnęłam Ed
- Nie jest podobno taki straszny na jakiego wygląda, tyle, że trening to jego świętość, trzeba robić wszystko tak jak on chce
- Nie jestem przekonana - skrzywiłam się
- Za jego kadencji Barca znów zgarnęła wszystkie tytuły, a jej styl teraz, palce lizać - wychwalała trenera Ed
- Zaczęłaś interesować się piłką? - spojrzałam na nią
- David tak mówi - skwitowała
- Ale jest postęp zaczęłaś go słuchać - pokazałam jej język i szukałam Marca na boisku
- Marc wziął wolne będzie dopiero od następnego tygodnia - oznajmiła
- Skąd wiesz, że go szukam
- Bo zawsze tak robiłaś kiedy tutaj przychodziliśmy - pokazała mi język, kiedy trening się skończył wszyscy wybraliśmy się do kawiarni, opowiadali mi anegdoty z szatni i nie tylko, zajęliśmy całą kawiarnie, śmiałam się tak, że aż pociekły mi łzy, tęskniłam za tymi czubkami
- Trzeba zrobić jakąś imprezę! - wyskoczył nagle Tello
- O tak właśnie! - klasnął w dłonie Gerard
- Oczywiście u Anny - zatarł ręce Sergi
- Po tym co mi powiedzieliście mam was wpuścić do mojego domu? - spojrzałam na nich przerażona
- Wiemy, że i tak to zrobisz, a jak nie to wejdziemy siłą - oznajmił Gerard, jeszcze przez chwilę sprzeczaliśmy się o miejsce imprezy, ale w końcu się poddałam, Ed odwiozła mnie do domu, gdzie przed drzwiami czekał Marc.

~`*~`

- Kogo ja tu widzę, leniucha we własnej osobie - usłyszałem Anne
- Ja? Leniwy? - oburzyłem się
- Tak, a kto sobie wziął wolne do końca tygodnia? - założyła ręce na biodrach
- Oj no chciałem pobyć z tobą - przyciągnąłem ją do siebie i przytuliłem
- Każda wymówka jest dobra - pokazała mi język i otworzyła drzwi
- Ale mówię prawdę - broniłem się - Co robiliście z Ed? - spojrzałem na nią
- Byłyśmy na treningu ten wasz trener mnie przeraża, ale mniejsza o niego, chłopaki chcą w ten piątek zrobić tutaj imprezę, chyba wszystko folią bombelkową owinę - skwitowała
- Nie przesadzaj nie będzie tak źle - zaśmiałem się
- Z tego wszystkiego zapomniałam o tabletkach, zaraz wracam - przypomniała sobie i poszła na górę,
usiadłem na kanapie, a Pigro zaczął mi się przyglądać
- A ty co się tak patrzysz? - odezwałem się do psa - Aa chodzi ci o to, że miałem ci przyprowadzić koleżankę - pies ani drgnął - To o co? - zapytałem, a ten zaczął na mnie warczeć - Już wiem - westchnąłem - Powiem jej prawdę, ale daj mi czas - ściszyłem głos, gdy to powiedziałem Pigro znikł za rogiem, a zaraz pojawił się z moimi butami
- Pigro co ty wyprawiasz - zaśmiała się Anna i odebrała buty od psa - Chodź zrobimy coś do jedzenia - pociągnęła mnie za rękę, gdy kroczyłem za nią przyglądałem się jej pupie, była tak samo boska jak przedtem uśmiechnąłem się pod nosem - Co się szczerzysz? - spojrzała na mnie
- Nic - przeciągałem
- Patrzałeś mi na pupę, prawda? - zapytała się
- Nieee
- Nadal nie umiesz kłamać - zaśmiała się, a mi znów zrobiło się źle, umiem kłamać i to nawet nie wiesz jak, pomyślałem, ale nie dałem po sobie poznać. Robiliśmy razem pizze, Anna w kuchni to czysta katastrofa, do piekarnika jej dopuszczać nie można, do urabiania ciasta tez nie, wiec kroiła warzywa, a ja odwalałem całą resztę
- Możesz posmarować sosem cisto - skwitowałem ustawiając odpowiednią temperaturę
- Pewnie - poczułem coś lejącego na mojej głowie - Zrobione - uśmiechnęła się trzymając miskę
- Nie daruje - powiedziałem przez zęby, a ta zaczęła uciekać, goniliśmy się po całym domu, aż dopadłem ją w łazience - Myślisz, że prysznic cię uchroni? - zapytałem kiedy ta zamknęła się w kabinie prysznicowej
- Szczerze? - zapytała przez szybę - To nie - zaśmiała się - Ale nie miałam gdzie uciekać - skwitowała
- Wiesz dobrze, że moje włosy to świętość - oparłem się naprzeciwko niej o szybę
- Myślałam, że ci minęło przez te dwa lata - pokazała mi język
- I musiałaś to w taki sposób sprawdzić? - pokazałem na ściekający sos po moich włosach
- Tak - roześmiała się - Ja ci dam - zagroziłem i wpadłem pod prysznic, odkręciłem wodę - Utopię cię - zaśmiałem się i przytrzymywałem ją, Anna piszczała i śmiała się na zmianę
gdy chciała uciec złapałem ją w pasie i przygwoździłem do ściany, znów zbliżyłem się do niej, a ta spoważniała, dzieliły nas minimetry kiedy do łazienki wpadł Eric, stanął jak wryty w drzwiach z jakąś lampą
- Co tu się dzieje?! - wydarł się, a ja niechętnie odsunąłem się od Anny
- Po co ci ta lampa? - zaśmiała się Anna
- Myślałem, że ktoś cie napadł, krew na ścianach, kanapie i łóżku - wymieniał - Do tego te krzyki - dodał
- Marc debilu uszmurglałeś mi cały dom! - uderzyłam go
- A kto na mnie to wylał - broniłem się
- Rozciąłeś sobie głowę? - zapytał Eric
- Nie, to sos - wyjaśniłem
- Jesteście walnięci - skwitował, nagle zaczął piszczeć piekarnik, co oznaczało, że właśnie uzyskał potrzebną temperaturę
- Dobra dosyć tego dobrego wysmaruje pizze resztką sosu i posypie czym trzeba - oznajmiła Anna i wybiegła
- Ile to masz zamiar przeciągać? - spojrzał na mnie gniewnie brat
- Niedługo przyjedzie Vera, za jakieś 2/3 tygodnie
- I tyle chcesz to ciągnąc - pokiwał z niedowierzaniem głową - A co będzie jak Vera przyjedzie, weźmiesz je dwie pod dach? - zapytał
- Wtedy będę musiał wybrać - westchnąłem
- Tu już powinieneś wybrać - spiorunował mnie wzrokiem Eric
- MARC NIE UMIEM TEGO WŁOŻYĆ DO PIEKARNIKA! - zawyła Anna z dołu, zbawienie!
- Już idę! - krzyknąłem i wyminąłem brata, kiedy pizza się zrobiła na dół zszedł Eric, chyba musiał ochłonąć, wszyscy zasialiśmy do stołu, Eric wiercił mnie wzrokiem chwile pogadaliśmy na błahe tematy i postanowiłem pojechać z bratem, gdybym został chyba by mnie rozniósł.
- To będziemy się zbierać - oznajmił Eric i spojrzał na mnie
- Tak właśnie, jest późno, a chcemy odwiedzić mamę - skwitowałem
- No dobrze, mama jest ważna - uśmiechnęła się i przytuliła do Erica, a potem do mnie, skierowałem się za Erickiem do samochodu, ale serce wołało żebym wrócił
- Poczekasz sekundę - spojrzałem na brata
- A co? - zmierzył mnie wzrokiem
- Musze od łazienki - wymyśliłem na poczekaniu
- Jak z dzieckiem, ok idź, tylko nie uciekaj przez okno i tak nie wywiniesz się od rozmowy - ostrzegł
- Ok, ok - wbiegłem po stopniach i otworzyłem drzwi, Anna siedziała w salonie, zdziwiła się na mój widok, podeszła do mnie
- Coś nie tak? - spojrzała mi w oczy
- Zostawiłem... to znaczy o czymś zapomniałem - wpatrywałem się przed siebie
- Czego? - odwróciła się do mnie plecami i rozglądała
- Tego - odwróciłem ją do siebie i pocałowałem, dawno nie czułem się tak wspaniale, świat przestał istnieć, po paru dobrych minutach się opamiętałem - Muszę iść - wyszeptałem zdyszany
- Musisz? - zapytała zrezygnowana
- Tak, przyjdę jutro - pocałowałem ją w czoło i wyszedłem z jej domu
- Coś ty taki uśmiechnięty? - spytał Eric - Tak ci ulżyło po sikaniu? - zlustrował mnie wzrokiem
- Nooo - rozmarzyłem się, jednak moja sielanka nie trwała długo zadzwonił mój telefon
- Marc - spytała rozpaczliwym głosem Vera
- Co się stało? - spytałem
- Nie ukończę zawodów, złapałam kontuzje, a tak bardzo chciałam wygrać - mówiła przez łzy
- Spokojnie, jak nie te to następne, nie poddawaj się - pocieszałem ją
- Kocham cię - oznajmiła, przez chwilę zapanowała cisza, nie wiedziałem, co powiedzieć
- Ja też - odpowiedziałem wreszcie i się rozłączyłem
- Co jest, coś z Anna? - spytał Eric
- Nie, Vera ma kontuzje nie ukończy zawodów - oznajmiłem
- Czyli wraca - skwitował Eric
- Nawet o tym nie pomyślałem... - walnąłem się w czoło, po chwili westchnąłem - Czyli wraca...
______________________________________________________________________
Mały poślizg, przepraszam. Może to spowodowane tym, że zaczęłam znów pisać rozdział na blogu:
http://nada-es-para-siempre-amor.blogspot.com/
gdzie rozdział pojawi się najpóźniej w niedziele. No to tyle ogłoszeń, Pozdrawiam i dzięki za komentarze. :)

czwartek, 13 marca 2014

7



Zbudził mnie hałas, to Anna krzyczała wniebogłosy, krzyczała moje imię, spojrzałem na nią i próbowałem ją budzić, rzucała się po całym łóżku, więc przydusiłem ją własnym ciałem, powoli się uspokajała i otworzyła oczy ciężko oddychając.
- Cii już dobrze - wyszeptałem i pogłaskałem po policzku, ta przymknęła oczy, wyglądała tak niewinnie, że aż zachciałem obronić ją przed całym światem, chciałem znów dać nam szanse mamy cały miesiąc dla siebie.
- Już nie zasnę - oznajmiła
- Jak to nie? - spojrzałem na nią i położyłem się na plecach - Chodź - przygarnąłem ją ramieniem do siebie i pocałowałem w czoło
- To niepierwszy raz - westchnęła - Ale ty możesz spać, ja poleżę - skwitowała
- To poleżę razem z tobą - uśmiechnąłem się, wiedziałem, że ona też się uśmiecha, między nami zapadła cisza.
- Co z nami będzie Marc? - uniosła głowę, żeby spojrzeć mi w oczy
- Dajmy sobie czas, zobaczymy czy znów wypali - odpowiedziałem
- Chyba raczej tobie - posmutniała - Ale rozumiem - skwitowała, znów cisza, poprawiłem się, żeby widzieć jej twarz i głaskałem ją po plecach widziałem jak kleją jej się oczy, aż w końcu zasnęła, po chwili sam odpłynąłem.

***

Rano obudziłam się jako pierwsza, uśmiechnęłam się kiedy poczułam, że Marc mnie obejmuje, delikatnie wyślizgnęłam się z objęć i poszłam zrobić śniadanie, dopiero co zrobiłam kanapki, cóż tylko tyle umiem "gotować", a zadzwonił dzwonek do drzwi.
- NIESPODZIANKA! - wydarł się David De Gea
- Hej - uśmiechnęłam się i rzuciłam mu się na szyje
- Ej bo zrobię się zazdrosna - wyskoczyła zza jego pleców Edurne
- Spokojnie kochanie - uśmiechnął się o do niej David
- Nie o ciebie, o nią - zaśmiała się i przytuliła mnie - Jeny maleńka jak dobrze, że się obudziłaś
- Też się ciesze - zaprosiłam ich do środka, David zaraz wpadł do kuchni
- O widzę, że dobrze trafiliśmy, jedzenie - aż mu się oczy zaświeciły
- Częstuj się - usiadłam naprzeciwko nich
- Anna uszykowała sobie jedzenia, a ty musisz jej zjeść - skwitowała z karcącą miną Edurne
- Ale... - mówił z pełną buzią
- Niech je - machnęłam ręką
- No - powiedział zadowolony - Nawet talerzyk mi uszykowała - wypiął dumnie pierś
- Czekaj, czekaj - podłapała Edurne - Po co ci był drugi talerzyk? Jest tutaj ktoś? - spojrzała na mnie
- Poszukałaś już sobie kogoś?! - zakrztusił się David i właśnie w tej chwili w kuchni pojawił się Marc, spojrzał na towarzystwo, a David patrzył na niego jak na ducha.
- Co on tutaj robi? - wydawało mi się, że w pytaniu Edurne wychwyciłam nutkę złości
- Marc mi pomógł zatrzymałam się na środku ulicy nie mogłam się ruszyć - opowiadałam jąkając się
- Cóż lekarz mówił, że to minie, spokojnie - objął mnie David
- Jeśli chcesz mogę ci potowarzyszyć tydzień, bo zostaje w Hiszpanii, a ten osobnik ściskający cię znów wraca do Anglii - powiedziała z wyrzutem patrząc na Davida
- Nie zostajesz? - spojrzałam na Davida
- No nie mogę, ale wiesz dzisiaj mogę spać z tobą Edurne się nie obrazi - skwitował, zaśmiałam się, a Marc się odchrząknął
- Na tym talerzu kiedyś były kanapki, ale ten wielkolud je wciągnął, przygotuje je zaraz - uśmiechnęłam się do Marca
- To wy idźcie pogadać o meczu czy o czym tam chcecie, a ja pomogę Annie - oznajmiła Edurne, stanęła przede mną i założyła ręce na biodra
- Myślę, że nie jesteś zła na Davida, że się wydurnia, przyjaźnimy się już bardzo długo wiesz jaki on jest - spojrzałam na nią
- Nie no coś ty - uśmiechnęła się - Powiedź mi jak tutaj się znalazł Marc - spojrzała na mnie
- No tak jak ci mówiłam, stanęłam jak debil na środku pasów, a on mnie odwiózł do domu
- Ale jakoś został tutaj na noc, czy wy...
- Niee - zaprzeczyłam - Bałam się zostać sama wiec poprosiłam go, aby przenocował
- Myślisz, że będziecie razem? - przypatrzyła mi się uważnie
- Bardzo bym chciała, wiesz dobrze jak go kocham, ale nie wiem czy on czuje to samo - skrzywiłam się
- Nie wiem jak ci to powiedziec - wyginała swoje palce, spojrzałam na nią i nagle pojawiły mi się mroczki przed oczami, chwyciłam się blatu - Wszystko gra? - przytrzymała mnie Edurne
- Już tak - usiadłam na krześle
- Zawołam chłopaków niech cie przeniosą do łóżka - oznajmiła i pobiegła do salonu

***

- Zerwałeś z Verą? - zapytał prosto z mostu David
- Nie - oznajmiłem
- To po co jej robisz nadzieje? - wstał z kanapy i poszedł do mnie
- Ja... - jąkałem się
- Zrobimy tak albo powiesz Annie, że jesteś z Verą, albo wyjdź - stanął przy drzwiach
- Chłopaki! Pomóżcie mi, Annie jest nie dobrze - wbiegła do salonu Edurne, pobiegłem do kuchni, Anna siedziała bladziutka na krześle
- Co jest? - spojrzałem na nią
- Mam ciemno przed oczami - powiedziała słabo i błądziła wzrokiem
- Chodź tutaj - wziąłem ją na ręce i zaniosłem do pokoju - Zostańcie z nią, a ja pójdę zadzwonić do lekarza - oznajmiłem, po którtkiej rozmowie, lekarz obiecał przyjechać jak najszybciej

***

- Moje maleństwo - objął mnie David
- Lepiej? - spojrzała na mnie Edurne
- Tak - odpowiedziałam słabo - Ed co mi chciałaś powiedzieć? - podniosłam się na łokciach, Edurne spojrzała na Davida
- Teraz to nieważne słoneczko - uśmiechnął się
- Nie no powiedzcie, już mi lepiej
- Lekarz będzie za chwile - wpadł do pokoju Marc - Anna jest tam? - pogłaskałem ją po policzku, gdy to robiłem czułem palące spojrzenie Davida
- ANNA! ANNA! - darł się z dołu Jordi, zaraz pojawił się w drzwiach, zmierzył wzrokiem Marca i podbiegł do mnie - Co się stało? - zapytał zmartwiony
- Nic, panikują - skwitowałam, po krótkiej chwili pojawił się lekarz, kazał wszystkim wyjść, a potem mnie zbadał, oznajmił, że mam za mało witamin i powinnam więcej wychodzić, fakt od wyjścia ze szpitala na dworze byłam tylko trzy raz, zapisał mi witaminy i przypomniał, że za miesiąc się spotykamy na kontroli.

***
- I co z nią? - zapytałem kiedy lekarz wyszedł z pokoju
- Nic strasznego, spokojnie musi częściej wychodzić i brac witaminy - oznajmił, podziękowaliśmy mu
- Wiecie, co widzę, że już nie jestem potrzebny - oznajmił Jordi
- Już idziesz? - wyłoniła się Anna, ze swojego pokoju
- Wracaj do łóżka, odpocznij - spojrzał na nią Jordi
- Właśnie - poparła go Edurne - Wpadnę jutro - uśmiechnęła się i przytuliła się do Anny
- Pa słonko - objął ją David
- Pa wielkoludzie - zaśmiała się i ucałowała jego policzki
- Jeszcze ja - podszedł do niej Jordi
- Już idziesz? Dopiero co przyszedłeś - spojrzała na niego
- Ale ja mówiłem musisz odpocząć, wpadnę kiedy indziej - ucałował jej policzki - Nara Marc - spojrzał na mnie i wyszedł
- Co tak stoisz do łóżka - spojrzałem na nią
- Wychodzisz? - podeszła do mnie
- A mam? - odgarnąłem jej włosy z twarzy
- Nie - zarzuciła mi ręce na szyje, powoli zbliżała się do mnie, w ostatniej chwili odsunąłem się, Anna spuściła głowę
- Przepraszam nie mogę - skwitowałem
- Nic się nie stało - mówiła łamiącym się głosem - Pójdę się położyc - zniknęła za drzwiami jej sypialni

***

- Pigro co jest nie tak ze mną? - spojrzałam na malca, ten spojrzał na mnie, a potem powrócił do zabawki - Czy aż tak zmienił się przez dwa lata, a ja tego nie zauważam, żyjąc wspomnieniami? - mówiłam raczej do siebie, bo Pigro mnie zlał dla zabawki - Mam coś zrobić, czy faktycznie dać mu czas... - rozmyślałam dalej, położyłam się do łóżka i próbowałam zasnąć, ale to nic nie dało, szczerze się nie dziwie, przecież jakąś godzinę temu, zamknęłam jednak oczy
kiedy Marc wszedł do pokoju, przystanął na chwilę i poszedł do łazienki, nie wiem czy zrobił to specjalnie, ale zostawił uchylone drzwi. Powoli sunęłam się z łóżka i podeszłam do drzwi, zobaczyłam, ze Marc się rozbiera, już po chwili widziałam go od tyłu w całej okazałości, przegryzłam wargę i ani trochę nie chciało mi się ruszyć z miejsca. Obserwowałam każdy jego ruch, zaśmiałam się w duchu, że pewnie teraz wyglądam jak jakaś psychopatka.
- Podglądasz mnie? - wyrwał mnie z transu Marc
- Tak troszkę - uśmiechnęłam się
- Jak możesz - wystawił mi język
- To było silniejsze ode mnie, musiałam sprawdzić, czy ci nie zmalał - zaśmiałam się
- Ty... - wskazał palcem na mnie
- Ja? Co ja? - droczyłam się z nim
- Nie mam na ciebie słów, zobaczymy jak ty pójdziesz się kąpac, też muszę sprawdzic czy ci nie zmalały - skwitował
- Ja kochaniutki wiem, że trzeba się zakluczyć, a ty specjalnie zostawiłeś uchylone, chciałeś, żebym cię podglądała - oznajmiłam
- Po porostu zapomniałem - wzruszył ramionami
- A ja po porostu zapomniałam, że tak nie wolno - powtórzyłam jego gest
- Cwaniara
- Cwaniak
- I tak ci nie wierzę
- Ja tobie też - skwitowałam
- To co mogę już się wykąpać? - spojrzał na mnie
- Nie krępuj się - oparłam się o futrynę
- Serio? - zaśmiał się
- No dobra, ale potem przygotuj się na spacer, nie wytrzymam w domu kolejnego dnia - oznajmiłam i zamknęłam drzwi
- MIAŁAŚ ODPOCZYWAĆ - przypomniał
- Ale miałam też częściej wychodzić na świeże powietrze - odgryzłam się i poszłam się przebrać, Pigro cały czas mnie obserwował - Teraz ty mnie podglądasz, jakaś męska solidarność? - mały przekręcił głową - Już wiem, też chcesz iśc na spacer, spokojnie weźmiemy cię - zapewniłam, a ten zniknął, a za chwilę wrócił ze smyczą
- Już - wpadł do garderoby Marc
- Przebrałam się - oznajmiłam dumnie
- A ja myślałem, że będziesz w bieliźnie - posmutniał
- Masz - podałam mu smycz
- Pigro też idzie?
- Oczywiście

***

Wyszliśmy z domu, cały czas się wygłupialiśmy, było jak dawniej, aż do ulicy, Anna spojrzała na mnie niepewnie
- Trzymaj Pigro - podałem jej smycz, a ją samą wziąłem na ręce
- Co robisz? - zdziwiła się
- No jakoś trzeba je pokonać - uśmiechnąłem się, i tak robiłem co pasy, brałem Anne na ręce, a Pigro leniwie dreptał za nami. Jedliśmy lody, spacerowaliśmy po parku, a potem po plaży, tak jakby te 2 lata były dwoma dniami. Uśmiechaliśmy się do siebie, opowiadałem jej jak ciężko mi było po wypadku, a kiedy doszedłem do wątku z Valencią, ogarnęło mnie straszne poczucie winy, wymieniłem wszystkich moich kumpli z Valencii, ale ominąłem ten ważny szczegół, który mógłby ją tak bardzo zranić. Mogę zranić obydwie.
- Kiedy masz pierwszy trening z Barcą? - spojrzała na mnie
- Jutro
- Weźmiesz mnie, chce się przywitac z chłopakami - uśmiechnęła się na samą myśl o tych wariatach, a ja w środku panikowałem, a co jeśli któryś z nich jej powie o Verze, albo zrobi to Edurne czy David. Jednak, gdy jej odmówię ta sama zacznie zadawać mi niewygodne pytania. - Żyjesz? - pomachała mi przed oczami
- Pewnie - otrząsnąłem się - To jutro ze mną jedziesz na trening, powiadasz?
- Tak bardzo chcę - zaśmiała się
- Więc musisz wiedzieć jeszcze o jednej ważnej rzeczy - spojrzałem jej prosto w oczy
___________________________________________________________________________
Chyba ta pogoda, źle działa na moją wenę, bo ogarnia mnie straszne lenistwo, a potem piszę takie bezsensu rozdziały jak ten...

czwartek, 6 marca 2014

6


2 dni przed meczem Marca...
- Co ty tutaj robisz? - zebrałam się na gniewny ton
- Ja przepraszam, przepraszam za wszystko - oznajmiła łamiącym się głosem i podeszła do mnie bliżej...
Potem usiadłyśmy na przeciw siebie, a ona uśmiechała się do mnie, po policzkach wciąż leciały jej łzy, przebaczyłam jej, jej i tacie, potrzebowałam ich teraz jak nigdy.
- Pamiętaj możesz mówić mi o wszystkim - dotknęła mojego ramienia i rozejrzała się dookoła, wiedziałam, że chce uzyskać odpowiedz dlaczego wokół panuje taki bałagan, martwiła się też o bałagan powstały w mojej głowie.
- Chodzi oto, że nie potrafię go zapomnieć, nie mogę, nie umiem i nie chce - westchnęłam, wiedziałam doskonale, co moja rodzicielka myśli o Marcu - Przecież uczucia nie odejdą od tak - mówiłam coraz ciszej - Nie zapomnę pierwszego spotkania, pocałunku i... - zacięłam się łapiąc kończące mi się powietrze - Oświadczyn - mówiłam, a łzy pociekły mi po policzkach
- Oj córeczko, a ... - nie pozwoliłam jej dokończyć, czułam, co chce powiedzieć, że jest zła
- Nic nie mów, po prostu mnie przytul - poprosiłam, wykonała moją prośbę
- Wypłacz się kochanie ulży ci - głaskała mnie po plecach
- Mamo ja go kocham - płakałam jej w ramię
- Wiem, wiem słoneczko - westchnęła głośno

Po wizycie mamy zrobiło mi się trochę lepiej, wracał mi też apetyt, a że lodówka świeciła pustkami postanowiłam przejść się do pobliskiego sklepu, szłam wzdłuż chodnika kiedy ten się skończył natknęłam się na pasy, ogarnął mnie lęk, nie potrafiłam postawić stopy na asfalcie, zrezygnowana wróciłam do domu. Zaraz zadzwonił dzwonek do drzwi.
- Hej Anna - uśmiechnął się Jordi i ucałował moje policzki - Coś się stało? - spojrzał na mnie
- Zrobisz mi zakupy?
- Tak się składa, że już to zrobiłem - wyszczerzył się, wparował do kuchni i zaczął przygotowywać jakieś danie
- Zostaw ja to zrobię - oznajmiłam kiedy dorwał się do patelni
- O nie, pamiętam jaki z ciebie kucharz, zostaw jam jest królem tej kuchni - wypiął dumnie pierś
- Chyba w snach - wystawiłam mu język
- Żebyś ty wiedziała, co się dzieje w moich snach - spojrzał na mnie
- Jordi! - uderzyłam go ścierką - Nie chcę tego słuchać - zatkałam sobie uszy
- Żartowałem - zaśmiał się, po pół godzinie danie "jam jest królem" czytaj danie o niezidentyfikowanym kształcie i wyglądzie zostało podane
- Nie otruje się tym? - spojrzałam na "danie"
- Coś ty, wcinaj
- Dobraa - wzięłam kawałem do buzi - Ej całkiem dobre - mówiłam z pełną buzią. Jordi siedział do wieczora, pożegnałam go i znów byłam sama w wielkim domu, wpadłam na pewien pomysł. Uśmiechnięta położyłam się spać, kręciłam się z boku na bok, a kiedy zasnęłam znów przyśnił mi się ten sam koszmar, dlaczego on nie może odpuścić, obudziłam się cała roztrzęsiona. Usiadłam na parapecie i wpatrywałam się w ulice, na której nie wiele się działo, zanim się spostrzegłam była godzina 9.
- Widzę, że dzisiaj twoja zmiana - uśmiechnęłam się kiedy w drzwiach zobaczyłam Tello
- Zamieniłem się z Ericiem, moja dziewczyna jest nie do wytrzymania - oznajmił
- Rozumiem - zaśmiałam się - Dzisiaj mamy zadanie bojowe - klasnęłam w dłonie
- Jakie? - zaciekawił się
- Potrzebuje kompana
- Ja ci nie wystarczam - zrobił smutną minę
- Ale takiego tylko mojego
- Chcesz iść na randkę? - spojrzał na mnie zdziwiony
- Nie - zaśmiałam się - Chcę psa! - oznajmiłam
- To dobrze trafiłaś wiem, gdzie są najlepsze - wypiął dumnie pierś - Byłem tam z Marciem - zapędził się
- Marc ma psa? - zdziwiłam się
- Tak kupił go jeszcze przed wyjazdem do Valencii - skwitował, na tym temat Marca się skończył, kiedy tylko weszliśmy do schroniska zobaczyłam małego śpiocha po lewej stronie, kiedy podchodziliśmy do niego z Cristianem ten wzdrygnął się.
- Nie lubi być budzony, jak ja - zaśmiałam się
- Widzę nawet podobieństwo pomiędzy wami, ma takie same obłąkane oczy jak ty kiedy się obudziłaś - skwitował Tello
- Możesz go ugryźć pozwalam ci - schyliłam się do małego, szybko z małym leniuchem się zaprzyjaźniliśmy, po chwili już wychodziłam z nim na rękach ze schroniska
- Jak go nazwiesz? - zapytał Tello
- Pigro - zaśmiałam się i spojrzałam na mopsa
- Pasuje - uśmiechnął się
- Jesteś moim małym mężczyzną Pigro - mówiłam do psa kiedy wsiedliśmy do wozu
- Dlaczego nie mogłem urodzić się jako pies - zastanawiał się Tello patrząc na nas
- Głupek - pokazałam mu język, mały Pigro szybko zadomowił się w mieszkaniu, obleciał wszystkie pomieszczenia, a gdy już skończył stanął przed lodówką
- Anna odnalazłaś brata! - zaśmiał się Cristian

Pigro zajmował mi całe dnie, na mecz o wszystko reprezentacji Hiszpanii wpadł Cristian i Eric, Jordi został zaciągnięty do kadry, kiedy kolejny obrońca złapał kontuzje. Minuty mijały, a na boisku działo się źle, Hiszpanie jakby zaczarowani nie mogli trafić do brami rywala, kiedy sędzia obwieścił koniec pierwszej połowy do Erica zadzwonił telefon. Ten spojrzał zdziwiony na wyświetlacz i odszedł na parę kroków, ale i tak z Cristianem słyszeliśmy rozmowę.
- To ty? - zapytał zdziwiony do telefonu - Dlaczego mnie nie ma na meczu? - podrapał się po głowię - Zatrzymało mnie coś ważnego - oznajmił - Jaki wynik? 0:0 - kontynuował - Tak dobrze przekaże - zakończył rozmowę
- Mamusia? - zapytał rozbawiony Tello
- A nie bo Ve... - nie dokończył spojrzał na mnie, a potem na Cristiana
- Ve... co? - spojrzałam na niego
- Wenedzcy dziennikarze - oznajmił, a Tello walnął się w czoło
- Masz dziewczynę i nic nie mówisz? - skrzyżowałam ręce na piersiach
- Niee, skąd że - zapierał się
- Ja się dowiem - oznajmiłam

Zaczęła się druga połowa, czas leciał, a nadal było 0:0, nagle końcowe minuty meczu napastnik przeciwnej drużyny wbiega w pole karne Hiszpanów i piłka ląduje w siatce, sędzia odgwizduje koniec meczu, widzę przybliżone twarze Hiszpańskich piłkarzy i jego... siedzi załamany na murawie, a ja mam nieopartą ochotę go przytulic, ale nie mogę, łzy ciekną mi po policzkach, ale wiem, że teraz Tello i Eric są w rozpaczy i nie zauważą tych kilku łez i dobrze. Rozstaliśmy się w ciszy, nawet Pigro ułożył się na łóżku i zasnął. Położyłam się zmęczona, lecz znów nie mogłam spać od braku snu zaczęła mnie bolec głowa, włączyłam sobie wywiad z Marciem, nic się nie zmienił, jest tak samo przystojny jaki był, leżałam i marzyłam, co by było gdyby nie ten cholerny wypadek. Następnego dnia wybrałam się na spacer, chciałam wreszcie przejść tą cholerną ulice.
- Dasz radę - powtarzałam sobie, postawiłam stopę na ulicy i rozejrzałam się czy aby nic nie jedzie, było pusto, dołączyłam drugą stopę, zadowolona z siebie kroczyłam po pasach, wszystko było dobrze dopóki nie pojawiły się samochody, zastygłam na środku pasów, łzy mi poleciały po policzkach czułam się jak kompletna wariatka, zatrzymał się przede mną samochód, a jego kierowca wyszedł z auta
- Anna co robisz? - zapytał rozpaczliwym głosem i podszedł do mnie przytulając mnie, staliśmy tak dobrych parę minut, aż ktoś nie zatrąbił
- Boje się - szepnęłam
- Zawiozę cię do domu - oznajmił i odwrócił się, zrobił parę kroków ode mnie i spojrzał na mnie - Anna? - wrócił się do mnie
- Nie mogę się ruszyć - wyszeptałam, ten wziął mnie na ręce i usadził na miejscu pasażera, przez cała drogę między nami panowała cisza, tak krępująca jak nigdy
- Jesteśmy - westchnął
- Wejdziesz? - spojrzałam na niego
- Nie wiem...ja... - plątał się
- Proszę - szepnęłam
- No dobrze - lekko się uśmiechnął, gdy otworzyłam drzwi Pigro już stał na środku holu i patrzył na naszego gościa - Czyj on jest? - wskazał na psa
- Mój, to Pigro - podeszłam do małego i wzięłam na ręce
- Hej mały - pogłaskał go, a ten pomerdał ogonem - Jesteś sama? - rozejrzał się po domu
- Nie z Pigro - oznajmiłam
- Anna, co się stało tam na ulicy? Dlaczego stanęłaś? - spojrzał na mnie
- Jechał samochód... ja spanikowałam, nie mogłam się ruszyć - łzy pociekły mi po policzkach
- Cii już dobrze - wziął mnie w ramiona, już chciał się oddalić kiedy przytrzymałam jego bluzę
- Proszę nie zostawiaj mnie - wyszeptałam i spojrzałam mu w oczy

***

I co ja teraz mam zrobić, widząc Anne w takim stanie nie mogłem jej zostawic, otarłem jej łzy z policzków i zaprowadziłem na kanapę, ta cały czas kurczowo trzymała się mojej bluzy.
- Spokojnie, jestem przy tobie - głaskałem ją po plecach - Przepraszam - wydusiłem z siebie, a ta spojrzała na mnie zdziwiona
- Wiesz, że już ci wybaczyłam - uśmiechnęła się lekko i wytarła moje łzy
- Byłem głupi zostawiając cię, ale nie wiedziałem, że aż tak mnie potrzebujesz - oznajmiłem, a ta odsunęła się ode mnie.
- Nie wiedziałeś? - powtórzyła za mną
- Nie chciałem wiedzieć, wmawiałem sobie, że szybko zapomnisz o mnie i ułożysz sobie życie - oznajmiłem - Tak jak ja to próbowałem zrobić - powiedziałem już ciszej
- Jak bardzo się miliłeś - skwitowała - Jakbyś wcale nie wiedział jak bardzo cię kocham - spojrzała na mnie tym swoimi oczami, teraz widziałem w nich smutek, tak wielki smutek i to przeze mnie
- Wybacz mi - położyłem głowę na jej ramieniu, a ta głaskała mnie po karku, całując co jakiś czas w czoło. Nie wiem ile tak tkwiliśmy sekundy, minuty... Cisza pomiędzy nami nie była już z tych krępujących, ona zabliźniała nasze rany, spojrzałem na Anne i zorientowałem się, że zasnęła, delikatnie się podniosłem po czym zaniosłem ją do łóżka.
- Możesz położyć się ze mną - wyszeptała, wahałem się czy aby dobrze robię, ale zdałem sobie sprawę, że przecież sam tego chcę, położyłem się obok niej, poczułem, że coś mnie uwiera w plecy
- Pigro posuń się - zaśmiałem się i wziąłem malca na ręce
- Dziękuje - uśmiechnęła się Anna, chciałem się do niej przybliżyć, ale Pigro ułożył się pomiędzy nami
- Cwaniak - westchnąłem, położyłem się na bok i obserwowałem jak Anna śpi, ponowiłem próbę aby leżeć bliżej niej, ale Pigro warknął na mnie kiedy przekroczyłem jego granice. - Przywiozę ci koleżankę tylko zamień się miejscami - szepnąłem do niego, a ten jakby zrozumiał dał mi drogę wolną. Objąłem Anne ramieniem i pocałowałem w czoło. - Tak to miało wyglądać - szepnąłem pod nosem - No może bez Pigro - zaśmiałem się. Tylko zamknąłem oczy, znów musiałem je otworzyć...

_____________________________________________________________________________
Taki sobie, ale wreszcie się spotkali, a Marc jeszcze nie uciekł xd Mówiłam, że poprawie się w tym, przepraszam że tego nie zrobiłam, ale nie będę się poddawać i może znajdzie się rozdział lepszy od tych. Pozdrawiam. ( a i jeśli komuś wyskoczyło, że w niedziele dodałam rozdział to sorry pomyliłam guzik zapisz z opublikuj, tamten jeszcze nie był skończony xd) Do czwartku :* I dziękuje za komentarze, dają kopa :)

czwartek, 27 lutego 2014

5



Leżałam na łóżku ze łzami w oczach, już pamiętam, wszystko pamiętam. Gdy tylko w drzwiach pojawił się Eric usiadłam na łóżku.
- Eric, powiedź mi gdzie jest Marc? - spojrzałam na niego
- Najprawdopodobniej we Francji, na turnieju - oznajmił
- Ale jak to? Zostawił mnie? - zapytałam, a głos mi się łamał
- Tylko nie płacz - usiadł obok mnie i ścisnął lekko rękę - Wiele się zmieniło odkąd zasnęłaś -skwitował - Spałaś dwa lata - oznajmił
- Lata? - zdziwiłam się
- Tak śpiochu - lekko się uśmiechnął
- Przez półtora roku Marc był tutaj codziennie, żył nadzieją, że się obudzisz, krążył pomiędzy szpitalem, a treningami, czasem wyciągałem go do domu, żeby się przespał - opowiadał
- A ostatnie pół roku? - spojrzałam na niego
- Wyjechał na wypożyczenie do Valencii - odpowiedział
- Nie przyjeżdżał?
- Nie - skrzywił się
- Mhm - spuściłam głowę i ostatnimi siłami powstrzymywałam łzy - Mam do ciebie prośbę - mówiłam ze spuszczaną głową
- Jaka?
- Chce już wyjść do domu, o ile go jeszcze mam
- Pójdę zapytać się doktora czy jest już taka możliwość - oznajmił - Trzymaj się - pocałował mnie w czubek głowy

***
Od paru dni, dzień w dzień siedziałem pod szpitalem, ale jeszcze nie zebrałem się na odwagę, aby spotkać się z Anna. Widziałem wychodzącego Erica, czasem Cristiana i Albe, wtedy chowałem się za pobliskimi drzewkami, a potem sam śmiałem się z własnej głupoty.
- I po co ja tu siedzę? - zapytałem sam siebie kiedy kolejny dzień siedziałem pod szpitalem, nagle zadzwoniła Vera...

***

Stałam przy oknie i obserwowałam ulicę, już jutro wyjdę z tego przytłaczającego szpitala, pielęgniarka podeszła do mnie i dała mi dość sporą ilość tabletek do połknięcia, skrzywiłam się i wzięłam leki.
"Tak, naprawdę wszystko dobrze...gdzie jestem na spacerze..." - usłyszałam głos Marca, zaczęłam wypatrywać przez okno, wydawało mi się, że go widzę, zbiegłam ile sił miałam na dół, rozpędzona wpadłam na dwór, za mną wyleciała pielęgniarka.Widziałam go od tyłu, ale wiedziałam, że to on.
- Marc?! - krzyknęłam, już miałam zobaczyć jego twarz, ale obraz mi się rozmazał, widziałam tylko jak podbiega do mnie i łapie mnie w ramiona.



***

- Jak dobrze, że jesteś - wyszeptała po czym zamknęła oczy, wziąłem ją na ręce i zaniosłem do jej sali, doskonale znałem drogę.
- Przyniosę wózek - zaproponowała pielęgniarka
- Nie trzeba - odparłem i kroczyłem z Anna na rękach przez korytarz, znów ją miałem w ramionach, przyjrzałem się jej twarzy była tak samo piękna jak kiedyś, położyłem ją ostrożnie na łóżko i przystanąłem na chwilę, po czym wyszedłem z sali.
- O Marc jesteś - uśmiechnął się serdecznie doktor
- Witam - wymusiłem uśmiech, chciałem stąd wyjść niezauważanie, jednak mi się to nie udało.
- Dobrze, że przyjechałeś, Anna potrzebuje cię, co noc budzi cały oddział krzycząc twoje imię - skwitował, a ja spuściłem głowę.
- Ja... wychodzę, już jej nie odwiedzę - oznajmiłem - Mam do pana prośbę, proszę wręczyć jej klucze do mieszkania, nie wiem powiedzieć, że były w jej rzeczach, czy coś, a fakt, że tu byłem proszę pominąć - poprosiłem, a lekarz pokręcił z niedowierzaniem głową, przez chwilę sprzeczaliśmy się, bo doktor koniecznie chciał oznajmić, że byłem tutaj, ale na koniec powiedział, że spróbuje coś wymyślić. Wychodząc ze szpitala poczułem się jak tchórz.

Jechałem, po prostu jechałem przed siebie. Wylądowałem na tej pamiętnej plaży, gdzie ponad dwa lata temu byłem z Anna, oparłem ręce o kierownicę, a łzy pociekły mi po policzkach, byłem sam na parkingu, mogłem sobie pozwolić na upust emocji.

***

- Co się stało? - zapytałam półprzytomna
- Zachciało ci się sprintów - oznajmił Jordi i się lekko uśmiechnął
- Tam był Marc, stał przed szpitalem - przypomniałam sobie
- Musiało ci się przewidzieć - pogłaskał mnie po ręce Jordi, spojrzałam na niego zdziwiona
- Naprawdę go widziałam - powiedziałam pewna swego
- Jak się czuje nasza sprinterka? - przerwał nam lekarz
- Już dobrze - oznajmiłam - Mogę się dowiedzieć kto mnie tu przyniósł? - spojrzałam wyczekująco na lekarza, byłam pewna, że to Marc
- Jak to kto nasz pielęgniarz - oznajmił i spojrzał po wszystkich, Eric kręcił głową raz tak raz nie
- Ale ja byłam pewna... - nie dokończyłam
- Mogło się pani przewidzieć, to przez leki, z czasem przejdzie - skwitował lekarz - To jutro pani chce wyjść? - spojrzał na moją kartę
- Tak - odpowiedziałam nadal zaskoczona tymi halucynacjami
- A dalej będzie pani uprawiać dzikie sprinty? Jeśli tak to pani tutaj zostaje i będzie pani przypięta do łóżka, w pani stanie nie wolno się przemęczać, jeszcze nie teraz - pouczył mnie
- Spokojnie my ją będziemy pilnować - zobowiązał się Alba, a Eric i Cristian mu przytkali
- No dobrze, to przyniosę pani rzeczy, zrobimy ostatnie badania i jutro się żegnamy i tak będzie pani nas odwiedzać na kontroli - uśmiechnął się - Zaraz wracam
- Nie jestem szalona on naprawdę stał przed szpitalem - oznajmiłam kiedy lekarz wyszedł
- Anna uspokój się - usiadł na moje łóżko Cristian - Może serio ci się przewidziało
- Super najpierw spałam dwa lata, a teraz będę uchodzić za wariatkę - przekręciłam oczami
- Spoko mała nie bój żaby, my się tobą zaopiekujemy - przytulił mnie Cris
- Chyba ja wami - zaśmiałam się, znów pojawił się lekarz, podał mi siateczkę z moimi rzeczami, większość poznawałam oprócz kluczy, wyciągnęłam je i obejrzałam z każdej strony - To nie moje - oznajmiłam, wtedy Eric podszedł bliżej, westchnął ciężko i przejął ode mnie klucze
- To twoje - podał mi je - Tutaj jest adres, jutro cię tam zawiozę - skwitował - Przepraszam, Anna, ale mam coś do załatwienia, przyjadę jutro po ciebie - ucałował mnie w policzek i wyszedł, po nim wyszedł też lekarz, a ja ucięłam sobie pogawędkę z Crisem i Jordim, co porabiali przez te ostatnie dwa lata.

***

Siedziałem z głową opartą o kierownicę, przeklinałem sam siebie, gdy nagle obok mnie pojawił się samochód, ale jakoś mnie to nie przejęło cały czas tkwiłem w tej samej pozycji, wtedy ktoś zapukał do szyby.
- Co ty tutaj robisz? - spojrzałem i otworzyłem drzwi od samochodu
- Jesteś idiotą, a idioci są przewidywalni - skwitował i usiadł na miejscu pasażera, już miał otwierać buzię, żeby zacząc mnie obrazac, kiedy zadzwonił mój telefon
- Halo tu idiota - odebrałem telefon
- Czekaj tylko zmienię twoją nazwę w kontaktach - oznajmił Gerard - albo potem, jak się dowiem gdzie jesteś?
- Ja? Jestem w Barcelonie - skwitowałem
- O to może jednak nie zmienię nazwy - zacieszał - Byłeś u Anny? - zapytał
- No... można tak powiedzieć - oznajmiłem
- Czyli nie byłeś - westchnął - Co mam trenerowi powiedzieć? - zapytał
- Że jutro wracam - skwitowałem, w tym momencie czułem palące spojrzenie brata
- Na pewno? - zapytał
- Tak
- Ok to odezwij się kiedy będę znów mógł zmienić nazwę kontaktów na Marc - powiedział i rozłączył się
- Nie patrz tak na mnie - westchnąłem
- Zrobiłeś z niej wariatkę, nie mówiąc o tym, że jakimś cudem wplątałeś w twoje tchórzostwo lekarza - zabijał mnie wzrokiem
- Lepiej jej będzie beze mnie, ja wracam na turniej, a ona? Jak ją znam na pewno się podniesie
- Pamiętasz jak żaliłeś się jacy to źli są rodzice Anny? Wiesz, teraz jesteś taki sam, oni też gdy się dowiedzieli, że się obudziła nie porozmawiali z nią, siedzą codziennie na korytarzu, ale jeszcze nie przekroczyli progu jej sali od kiedy nie śpi. Przypomina ci to coś, ty przecież też siedziałeś codziennie pod szpitalem, ale nigdy do niego nie wszedłeś - skwitował
- Skąd ty to wiesz? - zdziwiłem się
- Proszę cię, znamy się od urodzenia, wiem o tobie wszystko, kiedy tutaj przyjechałeś wypożyczyłeś ten sam samochód co zawsze, wiesz trochę odróżniał się od innych na szpitalnym parkingu
- Dlaczego do mnie nie podeszłeś? - spojrzałem na niego
- Miałem nadzieje, że się przełamiesz i odwiedzisz Annę, albo chociaż napiszesz, że jesteś w Barcelonie, dlaczego tego nie zrobiłeś?
- Bo wiedziałem, że będziesz chciał, abym spotkał się z Anną, a ja... nie jestem jeszcze gotowy
- Jesteś - uśmiechnął się - Przyjechałeś tu - klepnął mnie w ramie
- Nie jestem jej wart
- Dwa lata temu nie miałeś takich problemów
- Lepiej jej będzie z Jordim - te słowa ledwie przecisnęły mi się przez gardło
- Poddajesz się?
- Wyjeżdżam na turniej możesz wyjść z samochodu?
- Zrobiłeś z Anny wariatkę, ale to ty jesteś zdrowo stuknięty - oznajmił i wyszedł z auta
***

- O Eric już jesteś - ucieszyłam się i chciałam szybko wstać z łóżka, ale szybko tego pożałowałam, bo nogi mi się ugięły i oklapłam na łóżko.
- Powoli - zaśmiał się
- Hej Anna - ucałował moje policzki Jordi
- Hej - wyszczerzyłam się - Możemy już iść? - zapytałam
- Ale jesteś niecierpliwa - skwitował Eric - Idę do lekarza oznajmić, że już cię porywamy, a Jordi pomoże ci zejść - oznajmił
- No dalej wstajemy - wyciągnął ręce - Tylko powoli - zastrzegł, przeszłam kilka kroków i straciłam grunt pod nogami, nie, nie zemdlałam, Jordi wziął mnie na ręce
- Umiem chodzić -oburzyłam się
- Oj no pozwól sobie pomóc - spojrzał na mnie i się uśmiechnął
- Czuje się jak dziecko - przewróciłam oczami
- Bo nim jesteś dla nas - zaśmiał się
- Ej - uderzyłam go w ramię
- No, co zobowiązaliśmy się, że będziemy się tobą opiekować - wystawił mi język i wsadził do samochodu
- Już? - zdziwiłam się
- A co chcesz się wrócić?
- Nieee - rozłożyłam się na siedzeniu, po chwili pojawił się Eric
- Jedziemy? - zapytał obracając się w moją stronę
- Oczywiście - uśmiechnęłam się, gdy dojechaliśmy rozpoznałam ten dom, Eric i Jordi dawno wyszli z samochodu, a ja patrzyłam w martwy punkt
- To twój dom - oznajmił Eric i otworzył mi drzwi
- Miały być nasz - szepnęłam sama do siebie i powoli wysiadłam, skierowałam się w stronę drzwi i gdy klucz pasował do zamka pojawiła się we mnie nadzieja, że w środku będzie Marc.
- Wszystko dobrze? - zapytał Jordi, kiedy stanęłam w holu i się rozglądałam
- Tak - odpowiedziałam łamanym głosem, a Eric odstawił torby i mnie przytulił, on pewnie wiedział, że ten dom miał być Marca i mój, pocałował mnie w czoło i otarł łzy
- Będzie dobrze - szepnął
- Mogę zostać sama? - spojrzałam po nich
- Ale... - zaczął Jordi, ale Eric go uciszył
- Potem wpadniemy sprawdzić jak się czujesz - oznajmił i wyszedł zabierając ze sobą Jordiego. Na początku starałam się odgonić myśli i zając się układaniem rzeczy, kiedy wyciągnęłam zdjęcia rozkleiłam się na dobre.
- Dlaczego ten dom?! Marc dlaczego mi to robisz?! Gdzie jesteś?! - krzyczałam rozrzucając rzeczy dookoła. Siedziałam w kącie kiedy drzwi się otworzyły, spojrzałam na przybysza i otarłam łzy.
- Co ty tutaj robisz? - zebrałam się na niemiły ton
***

Wróciłem do Francji z potwornymi wyrzutami sumienia, pojutrze odbędzie się decydujący mecz o wyjście z grupy, zmęczony zasnąłem, kiedy rano otworzyłem oczy przed moją twarzą pojawiła się Vera.
- Jak dobrze, że już wróciłeś - rzuciła się na mnie - Wszystko załatwiłeś? - spojrzała na mnie
- Na razie tak - odpowiedziałem zaspany
- Daj buziaka - uśmiechnęła się, pocałowałem ją w usta
- Która godzina? - przerwałem
- 8.30 - odpowiedziała
- Szlag, o 9 mam trening - odpowiedziałem i wstałem gwałtownie, oczywiście dostałem burę od trenera, a potem wzięliśmy się do ostrych treningów.
- Zostawiłeś swoją laskę w hotelu pełnym piłkarzy, powaliło? - odezwał się do mnie David De Gea
- Bardzo śmieszne - skrzywiłem się
- A gdzie byłeś? - spojrzał na mnie
- W Barcelonie - oznajmiłem
- Bardzo ważną sprawę pewnie musiałeś załatwić, a słyszałeś, że przegraliśmy dwa dni temu? - spojrzał na mnie
- Wiem, ja też przegrałem - odszedłem od niego
- David ty pacanie - usłyszałem jak dostaje opieprz od Sergiego, po trening David podszedł do mnie skruszony.
- Sorry bracie, nie wiedziałem, że Anna się obudziła, dlaczego z nią nie zostałeś?
- Za dwa dni mamy ważny mecz - skwitowałem
- Vera wie? - spojrzał
- Nie - skwitowałem
- Co planujesz?
- Zostanę tutaj do końca turnieju, bo mam nadzieje, że Hiszpania wejdzie do finału, Vera za tydzień ma zawody gimnastyczne i na miesiąc wyjeżdża do Moskwy, może przyjedzie na finał, a ja po finale zacznę naszą przeprowadzkę do Barcelony.
- Rozumiem, a jak się czuje Anna? - uśmiechnął się - Chyba też pojadę po turnieju odwiedzić nasze słoneczko, zabiorę Edurne pewnie chcę zobaczyć przyjaciółkę - zadeklarował
- Coraz lepiej - odpowiedziałem
- Ma ten sam numer? - wypytywał, a ja byłem coraz bardziej skołowany
- Nie wiem, widziałem ją przez parę minut - podrapałem się po głowie
- MARC - wypowiedział moje imię ostrzegawczym tonem
- Błagam cię nie praw mi kazań jak inni - spojrzałem na niego błagalnie,  chcąc nie chcąc musiałem opowiedzieć mu co działo się w Barcelonie. - Stary ty to jesteś walnięty - skwitował po końcu mojej opowieści.

Dwa dni później graliśmy mecz, robiliśmy wszystko co w naszej mocy, aby wygrać, ale coś było nie tak, nie potrafiliśmy strzelić, za to nasi rywale w ostatniej minucie wyszli na prowadzenie, tak właśnie straciliśmy szanse, aby przejść dalej, jutro z reprezentacją wracamy do Madrytu, a pojutrze w towarzystwie Edurne i Davida lecimy do Barcelony, Very przez miesiąc nie będzie, nie jest to dla mnie dobre, bo będę miał więcej okazji, aby spotkać się z Anną...

_____________________________________________________________________________
Na razie to chyba najgorszy rozdział, ale musiałam jakoś rozwinąc akcje, w następnym mam nadzieje, że będzie lepiej, widzimy się w czwartek :* Pozdrawiam.

czwartek, 20 lutego 2014

4


Słysze jakieś cholerne pikanie, pika cały czas, nie cierpię tego dźwięku, a towarzyszy mi już chyba długo, chcę czymś rzucić w sprzęt, który wydaje ten straszny odgłos, jednak nie mogę otworzyć oczu, są jakby sklejone, czyżby ktoś zrobili mi jakiś głupi żart?
- Anna? - słyszę jakiś znajomy głos, ale nie mogę dopasować go do imienia, otwieram budzie, aby zapytać czy mógłby mi pomóc odkleić oczy, ale i ta próba mi się nie udaje.
- Co siedzisz taki zdziwiony? - kolejny głos, ten też brzmi znajomo, walczę z własnym ciałem, aby otworzyć chodź jedno oko i spojrzeć kto to jest i gdzie my w ogóle jesteśmy, powoli czuje jak moje oczy poddają się mojej woli i podnoszą powieki, przez chwilę widzę ciemność
- Ona, chyba... - przerwał na chwilę - ona chyba się budzi - powiedział zdumiony, wow też mi wydarzenie
- Pójdę po lekarza - powiedział znajomy głos 2, czekaj, czekaj lekarza? Ale jak? Po co? Wreszcie otworzyłam oczy, powoli rozejrzałam się i zobaczyłam zdziwioną twarz mężczyzny, potem kroplówkę i jakieś inne urządzenia
- Hej Anna - uśmiechnął się owy mężczyzna, na myśl przychodziło mi tylko jedno imię, chciałam je wypowiedzieć, ale tylko poruszyłam ustami - Jak dobrze, że się wreszcie obudziłaś - przytulił mnie delikatnie, po chwili pojawił się kolejny mężczyzna, a za nim o ile się nie mylę lekarz.
- Panno Kowalsky miło że się obudziłaś - uśmiechnął się ten w białym kitlu
- Mówiłem, że się budzi - odparł zadowolony drugi mężczyzna
- Wiesz gdzie jesteś? - zapytał lekarz i poświecił mi latarką po oczach, co za cham, pokiwałam głową na tak - Dasz radę mówić? - spojrzał na mnie
- Tak - oznajmiłam ledwo słyszalnie
- Więc jak się nazywasz?
- Anna Kowalsky - odparłam szeptem
- Dobrze - uśmiechnął się, a ja nie wiedziałam skąd ta radość, spojrzałam na dwóch mężczyzn stojących za lekarzem - Marc? - nie wiem czemu wypowiedziałam to imię, ale od kilku godzin prześladowało mnie w myślach, ci na tę imię spuścili głowy - Mogą panowie wyjść na chwilę, przewieziemy Anne na badania - oznajmił lekarz.
***

Po meczu miałem zapchaną skrzynkę i kilkanaście połączeń nieodebranych, to Eric i Cristian. Byłem zły, bo mecz nie poszedł mi tak jak się spodziewałem, cały czas w głowię miałem to, że Anna się obudziła.
- Jedziesz do niej? - spojrzał na mnie Alba
- Nie - odpowiedziałem twardo - Po turnieju ją odwiedzę - oznajmiłem
- Tello do mnie dzwonił, że masz jak najszybciej przyjeżdżać pytała o ciebie - powiedział Gerard
- Tak wiem, że pytała lekarz to samo mi powiedział - odpowiedziałem podirytowany
- Chociaż ze względu na wasze dawne uczucie powinieneś tam być - spojrzał na mnie Jordi
- A może ty pojedź zawsze czułeś do niej mięte - wbiłem w niego wzrok, a ten spuścił głowę
- Ona wybrała ciebie, kochała tylko ciebie, odpuściłem sobie widząc jaka jest z tobą szczęśliwa, wiesz dobrze, że życzyłem wam jak najlepiej - skwitował z wyrzutem
- Teraz masz wolną rękę, jest cała twoja - oznajmiłem
- Obyś tych słów nie pożałował - wstał i zaczął pakować swoje rzeczy
- Gdzie jedziesz? - spojrzał się na niego Gerard
- Spotkać się z Anna - skwitował i wyszedł z szatni trzaskając drzwiami
- Jesteś idiotą - pokręcił z niedowierzaniem głową Gerard
- Ja? - zdziwiłem się
- Tak ty, wiesz dobrze, że Anna kocha tylko ciebie, ale jeśli to Alba będzie jej pomagać wrócić do rzeczywistości może się to zmienić - oznajmił
- I dobrze, niech układają sobie życie, będę miał spokój - rozsiadłem się
- Zobaczymy - wyszeptał i jako kolejny wyszedł z szatni trzaskając drzwiami

***

Po tygodniu wylegiwania się w szpitalnym łóżku nadszedł czas, abym wstała, nikt nie powiedział mi ile spałam i kim jest do cholery Marc, który zajmuje moje myśli, co noc śnią mi się koszmary, wołam jego imię, a potem orientuje się, że nadal jestem w szpitalu, do dwóch mężczyzn sprzed tygodnia dołączył trzeci, czy ja miałam takie branie?
- Witaj Anna, pamiętasz mnie? - usiadł koło mnie pan nr.3
- Szczerze to nie - odpowiedziałam trochę skołowana - Marc? - kolejny, który spuszcza głowę na dźwięk tego imienia - A jak się nazywasz? - spojrzałam na niego, a ten wbił we mnie swoje smutne oczy
- Jordi - szepnął
- Ładnie - uśmiechnęłam się - To znam już trzech Erica, Cristiana i Jordiego - oznajmiłam - A może powiesz mi kim jest/był Marc? - spytałam
- Nie wiem czy jestem dobrą osobą... - zawahał się - Może on sam ci to powie - oznajmił
- A jest tutaj? - poruszyłam się
- Nie - skrzywił się
- A kiedy będzie?
- Za miesiąc - odpowiedział
- Dopiero - załamałam się - i cały miesiąc będę żyła w niepewności kim on jest, a może chociaż mi powiesz czy on jest moim przyjacielem czy wrogiem? - złapałam go za rękę i spojrzałam w oczy, chyba się speszył, bo znowu spuścił głowę, co tu się do cholery dzieje?
- Anna nie, nie mogę, nie chcę, i nie umiem - wstał
- Dużo tych nie - skwitowałam
- Przepraszam - usiadł ponownie
- Przejdziemy się? - spojrzałam na niego
- Dobrze - wypuścił powietrze, pomógł mi wsiąść na wózek i zawiózł do ogrodu
- A ty kim dla mnie jesteś? - zapytałam kiedy byliśmy w ogrodzie
- Przyjacielem - odpowiedział, ale błądził gdzieś wzrokiem
- Tylko? - dotknęłam jego policzka, aby na mnie spojrzał
- Hola Anna! - wydarł się Cristian z Erickiem, ten drugi zmierzył mnie wzrokiem, bo nadal trzymałam rękę na policzku Jordiego
- Hej - uśmiechnęłam się
- Przynieśliśmy ci żarcie, bo tutaj dostajesz takie papki - oznajmił Cristian
- Dzięki - cmoknęłam go w policzek
- Pamięć wróciła? - spytał Eric siadając na ławce
- Nie - skrzywiłam się
- Spokojnie lekarz mówił, że to minie
- Może powróci jeśli dowiem się kim jest Marc, co noc go wołam, ale nie mogę dostrzec jego twarzy - skwitowałam i wbiłam w nich wzrok
- Przepraszam na chwilę - oznajmił Eric wyciągając telefon i odchodząc na bok, po chwili przyszedł wyciągając w moją stronę telefon - Ktoś chce z tobą rozmawiać - wręczył mi aparat
- Halo? - odezwałam się
- Hej, jak się czujesz? - spytał głos, któremu z każdym słowem łamał się głos, nie wiem dlaczego ale łzy popłynęły mi po policzkach
- Dobrze, rozpoczęłam rehabilitacje, powoli wstaje na nogi, ostatnio nawet chodziłam po szpitalnym korytarzu - oznajmiłam
- Płaczesz? - spytał
- Nieee - przeciągałam, a po drugiej stronie usłyszałam cichy śmiech, który przyprawił mnie o szybsze bicie serca - Mogę cię o coś spytać?
- Pewnie - odpowiedział
- Jak się nazywasz? - spytałam, a po drugiej stronie zapadła cisza - Wiesz trochę głupio się czuje pytając cię o to, ale jak pewnie wiesz mam lekkie problemy z pamięcią - skwitowałam skołowana, nadal cisza - No powiedź coś - szepnęłam, usłyszałam jak wypuszcza powietrze
- Jestem Marc - oznajmił, telefon wypadł mi z ręki, a ja sama osunęłam się na wózku, Anna chwilowo znów w ciemnościach.

***

Jeszcze długo trzymałem telefon przy uchu, chcą wiedzieć co się stało z Anną, słyszałem Erica jak woła lekarza, słyszałem też Albe i Tello. Słysząc jej głos po tych dwóch latach wszystko pękło we mnie, sam sobie zaprzeczałem mówiąc, że dla niej już nie ma miejsca w moim życiu, ona zapisała się w nim na dobre.
- Ty płaczesz? - przerwała moje rozmyślania Vera i stanęła naprzeciwko mnie, nie niech ona teraz do mnie nie mówi, nie po Annie, bo zacznę ją porównywać do niej, a nigdy tego nie robiłem, do teraz. - Co się stało? - pogłaskała mój policzek i odłożyła telefon od mojego ucha - Coś nie tak z Ericiem?
- Nie... ja... ja - jąkałem się - Ja po prostu muszę tam pojechać, wybacz - skierowałem się do sypialni i zacząłem pakować
- Pojadę z tobą - pojawiła się w drzwiach Vera
- Nie, muszę pobyć sam - plątałem się
- Sam? Marc czy ze mną zrywasz? - spojrzała się na mnie
- Oczywiście, że nie kochanie - podszedłem do niej - Po prostu muszę coś załatwić, wrócę jak najszybciej - zadeklarowałem się i wybiegłem z mieszkania z małą torbą, to kierunek Barcelona, kierunek Anna...
___________________________________________________________________________
Mam nadzieje, że nie skopałam za bardzo. Kolejny będzie w czwartek, chociaż takie mam plany. Pozdrawiam i dziękuje za komentarze :*