Leżałam na łóżku ze łzami w oczach, już pamiętam, wszystko pamiętam. Gdy tylko w drzwiach pojawił się Eric usiadłam na łóżku.
- Eric, powiedź mi gdzie jest Marc? - spojrzałam na niego
- Najprawdopodobniej we Francji, na turnieju - oznajmił
- Ale jak to? Zostawił mnie? - zapytałam, a głos mi się łamał
- Tylko nie płacz - usiadł obok mnie i ścisnął lekko rękę - Wiele się zmieniło odkąd zasnęłaś -skwitował - Spałaś dwa lata - oznajmił
- Lata? - zdziwiłam się
- Tak śpiochu - lekko się uśmiechnął
- Przez półtora roku Marc był tutaj codziennie, żył nadzieją, że się obudzisz, krążył pomiędzy szpitalem, a treningami, czasem wyciągałem go do domu, żeby się przespał - opowiadał
- A ostatnie pół roku? - spojrzałam na niego
- Wyjechał na wypożyczenie do Valencii - odpowiedział
- Nie przyjeżdżał?
- Nie - skrzywił się
- Mhm - spuściłam głowę i ostatnimi siłami powstrzymywałam łzy - Mam do ciebie prośbę - mówiłam ze spuszczaną głową
- Jaka?
- Chce już wyjść do domu, o ile go jeszcze mam
- Pójdę zapytać się doktora czy jest już taka możliwość - oznajmił - Trzymaj się - pocałował mnie w czubek głowy
***
Od paru dni, dzień w dzień siedziałem pod szpitalem, ale jeszcze nie zebrałem się na odwagę, aby spotkać się z Anna. Widziałem wychodzącego Erica, czasem Cristiana i Albe, wtedy chowałem się za pobliskimi drzewkami, a potem sam śmiałem się z własnej głupoty.
- I po co ja tu siedzę? - zapytałem sam siebie kiedy kolejny dzień siedziałem pod szpitalem, nagle zadzwoniła Vera...
- I po co ja tu siedzę? - zapytałem sam siebie kiedy kolejny dzień siedziałem pod szpitalem, nagle zadzwoniła Vera...
***
Stałam przy oknie i obserwowałam ulicę, już jutro wyjdę z tego przytłaczającego szpitala, pielęgniarka podeszła do mnie i dała mi dość sporą ilość tabletek do połknięcia, skrzywiłam się i wzięłam leki.
"Tak, naprawdę wszystko dobrze...gdzie jestem na spacerze..." - usłyszałam głos Marca, zaczęłam wypatrywać przez okno, wydawało mi się, że go widzę, zbiegłam ile sił miałam na dół, rozpędzona wpadłam na dwór, za mną wyleciała pielęgniarka.Widziałam go od tyłu, ale wiedziałam, że to on.
- Marc?! - krzyknęłam, już miałam zobaczyć jego twarz, ale obraz mi się rozmazał, widziałam tylko jak podbiega do mnie i łapie mnie w ramiona.
***
"Tak, naprawdę wszystko dobrze...gdzie jestem na spacerze..." - usłyszałam głos Marca, zaczęłam wypatrywać przez okno, wydawało mi się, że go widzę, zbiegłam ile sił miałam na dół, rozpędzona wpadłam na dwór, za mną wyleciała pielęgniarka.Widziałam go od tyłu, ale wiedziałam, że to on.
- Marc?! - krzyknęłam, już miałam zobaczyć jego twarz, ale obraz mi się rozmazał, widziałam tylko jak podbiega do mnie i łapie mnie w ramiona.
***
- Jak dobrze, że jesteś - wyszeptała po czym zamknęła oczy, wziąłem ją na ręce i zaniosłem do jej sali, doskonale znałem drogę.
- Przyniosę wózek - zaproponowała pielęgniarka
- Nie trzeba - odparłem i kroczyłem z Anna na rękach przez korytarz, znów ją miałem w ramionach, przyjrzałem się jej twarzy była tak samo piękna jak kiedyś, położyłem ją ostrożnie na łóżko i przystanąłem na chwilę, po czym wyszedłem z sali.
- O Marc jesteś - uśmiechnął się serdecznie doktor
- Witam - wymusiłem uśmiech, chciałem stąd wyjść niezauważanie, jednak mi się to nie udało.
- Dobrze, że przyjechałeś, Anna potrzebuje cię, co noc budzi cały oddział krzycząc twoje imię - skwitował, a ja spuściłem głowę.
- Ja... wychodzę, już jej nie odwiedzę - oznajmiłem - Mam do pana prośbę, proszę wręczyć jej klucze do mieszkania, nie wiem powiedzieć, że były w jej rzeczach, czy coś, a fakt, że tu byłem proszę pominąć - poprosiłem, a lekarz pokręcił z niedowierzaniem głową, przez chwilę sprzeczaliśmy się, bo doktor koniecznie chciał oznajmić, że byłem tutaj, ale na koniec powiedział, że spróbuje coś wymyślić. Wychodząc ze szpitala poczułem się jak tchórz.
Jechałem, po prostu jechałem przed siebie. Wylądowałem na tej pamiętnej plaży, gdzie ponad dwa lata temu byłem z Anna, oparłem ręce o kierownicę, a łzy pociekły mi po policzkach, byłem sam na parkingu, mogłem sobie pozwolić na upust emocji.
- Przyniosę wózek - zaproponowała pielęgniarka
- Nie trzeba - odparłem i kroczyłem z Anna na rękach przez korytarz, znów ją miałem w ramionach, przyjrzałem się jej twarzy była tak samo piękna jak kiedyś, położyłem ją ostrożnie na łóżko i przystanąłem na chwilę, po czym wyszedłem z sali.
- O Marc jesteś - uśmiechnął się serdecznie doktor
- Witam - wymusiłem uśmiech, chciałem stąd wyjść niezauważanie, jednak mi się to nie udało.
- Dobrze, że przyjechałeś, Anna potrzebuje cię, co noc budzi cały oddział krzycząc twoje imię - skwitował, a ja spuściłem głowę.
- Ja... wychodzę, już jej nie odwiedzę - oznajmiłem - Mam do pana prośbę, proszę wręczyć jej klucze do mieszkania, nie wiem powiedzieć, że były w jej rzeczach, czy coś, a fakt, że tu byłem proszę pominąć - poprosiłem, a lekarz pokręcił z niedowierzaniem głową, przez chwilę sprzeczaliśmy się, bo doktor koniecznie chciał oznajmić, że byłem tutaj, ale na koniec powiedział, że spróbuje coś wymyślić. Wychodząc ze szpitala poczułem się jak tchórz.
Jechałem, po prostu jechałem przed siebie. Wylądowałem na tej pamiętnej plaży, gdzie ponad dwa lata temu byłem z Anna, oparłem ręce o kierownicę, a łzy pociekły mi po policzkach, byłem sam na parkingu, mogłem sobie pozwolić na upust emocji.
***
- Co się stało? - zapytałam półprzytomna
- Zachciało ci się sprintów - oznajmił Jordi i się lekko uśmiechnął
- Tam był Marc, stał przed szpitalem - przypomniałam sobie
- Musiało ci się przewidzieć - pogłaskał mnie po ręce Jordi, spojrzałam na niego zdziwiona
- Naprawdę go widziałam - powiedziałam pewna swego
- Jak się czuje nasza sprinterka? - przerwał nam lekarz
- Już dobrze - oznajmiłam - Mogę się dowiedzieć kto mnie tu przyniósł? - spojrzałam wyczekująco na lekarza, byłam pewna, że to Marc
- Jak to kto nasz pielęgniarz - oznajmił i spojrzał po wszystkich, Eric kręcił głową raz tak raz nie
- Ale ja byłam pewna... - nie dokończyłam
- Mogło się pani przewidzieć, to przez leki, z czasem przejdzie - skwitował lekarz - To jutro pani chce wyjść? - spojrzał na moją kartę
- Tak - odpowiedziałam nadal zaskoczona tymi halucynacjami
- A dalej będzie pani uprawiać dzikie sprinty? Jeśli tak to pani tutaj zostaje i będzie pani przypięta do łóżka, w pani stanie nie wolno się przemęczać, jeszcze nie teraz - pouczył mnie
- Spokojnie my ją będziemy pilnować - zobowiązał się Alba, a Eric i Cristian mu przytkali
- No dobrze, to przyniosę pani rzeczy, zrobimy ostatnie badania i jutro się żegnamy i tak będzie pani nas odwiedzać na kontroli - uśmiechnął się - Zaraz wracam
- Nie jestem szalona on naprawdę stał przed szpitalem - oznajmiłam kiedy lekarz wyszedł
- Anna uspokój się - usiadł na moje łóżko Cristian - Może serio ci się przewidziało
- Super najpierw spałam dwa lata, a teraz będę uchodzić za wariatkę - przekręciłam oczami
- Spoko mała nie bój żaby, my się tobą zaopiekujemy - przytulił mnie Cris
- Chyba ja wami - zaśmiałam się, znów pojawił się lekarz, podał mi siateczkę z moimi rzeczami, większość poznawałam oprócz kluczy, wyciągnęłam je i obejrzałam z każdej strony - To nie moje - oznajmiłam, wtedy Eric podszedł bliżej, westchnął ciężko i przejął ode mnie klucze
- To twoje - podał mi je - Tutaj jest adres, jutro cię tam zawiozę - skwitował - Przepraszam, Anna, ale mam coś do załatwienia, przyjadę jutro po ciebie - ucałował mnie w policzek i wyszedł, po nim wyszedł też lekarz, a ja ucięłam sobie pogawędkę z Crisem i Jordim, co porabiali przez te ostatnie dwa lata.
- Zachciało ci się sprintów - oznajmił Jordi i się lekko uśmiechnął
- Tam był Marc, stał przed szpitalem - przypomniałam sobie
- Musiało ci się przewidzieć - pogłaskał mnie po ręce Jordi, spojrzałam na niego zdziwiona
- Naprawdę go widziałam - powiedziałam pewna swego
- Jak się czuje nasza sprinterka? - przerwał nam lekarz
- Już dobrze - oznajmiłam - Mogę się dowiedzieć kto mnie tu przyniósł? - spojrzałam wyczekująco na lekarza, byłam pewna, że to Marc
- Jak to kto nasz pielęgniarz - oznajmił i spojrzał po wszystkich, Eric kręcił głową raz tak raz nie
- Ale ja byłam pewna... - nie dokończyłam
- Mogło się pani przewidzieć, to przez leki, z czasem przejdzie - skwitował lekarz - To jutro pani chce wyjść? - spojrzał na moją kartę
- Tak - odpowiedziałam nadal zaskoczona tymi halucynacjami
- A dalej będzie pani uprawiać dzikie sprinty? Jeśli tak to pani tutaj zostaje i będzie pani przypięta do łóżka, w pani stanie nie wolno się przemęczać, jeszcze nie teraz - pouczył mnie
- Spokojnie my ją będziemy pilnować - zobowiązał się Alba, a Eric i Cristian mu przytkali
- No dobrze, to przyniosę pani rzeczy, zrobimy ostatnie badania i jutro się żegnamy i tak będzie pani nas odwiedzać na kontroli - uśmiechnął się - Zaraz wracam
- Nie jestem szalona on naprawdę stał przed szpitalem - oznajmiłam kiedy lekarz wyszedł
- Anna uspokój się - usiadł na moje łóżko Cristian - Może serio ci się przewidziało
- Super najpierw spałam dwa lata, a teraz będę uchodzić za wariatkę - przekręciłam oczami
- Spoko mała nie bój żaby, my się tobą zaopiekujemy - przytulił mnie Cris
- Chyba ja wami - zaśmiałam się, znów pojawił się lekarz, podał mi siateczkę z moimi rzeczami, większość poznawałam oprócz kluczy, wyciągnęłam je i obejrzałam z każdej strony - To nie moje - oznajmiłam, wtedy Eric podszedł bliżej, westchnął ciężko i przejął ode mnie klucze
- To twoje - podał mi je - Tutaj jest adres, jutro cię tam zawiozę - skwitował - Przepraszam, Anna, ale mam coś do załatwienia, przyjadę jutro po ciebie - ucałował mnie w policzek i wyszedł, po nim wyszedł też lekarz, a ja ucięłam sobie pogawędkę z Crisem i Jordim, co porabiali przez te ostatnie dwa lata.
***
Siedziałem z głową opartą o kierownicę, przeklinałem sam siebie, gdy nagle obok mnie pojawił się samochód, ale jakoś mnie to nie przejęło cały czas tkwiłem w tej samej pozycji, wtedy ktoś zapukał do szyby.
- Co ty tutaj robisz? - spojrzałem i otworzyłem drzwi od samochodu
- Jesteś idiotą, a idioci są przewidywalni - skwitował i usiadł na miejscu pasażera, już miał otwierać buzię, żeby zacząc mnie obrazac, kiedy zadzwonił mój telefon
- Halo tu idiota - odebrałem telefon
- Czekaj tylko zmienię twoją nazwę w kontaktach - oznajmił Gerard - albo potem, jak się dowiem gdzie jesteś?
- Ja? Jestem w Barcelonie - skwitowałem
- O to może jednak nie zmienię nazwy - zacieszał - Byłeś u Anny? - zapytał
- No... można tak powiedzieć - oznajmiłem
- Czyli nie byłeś - westchnął - Co mam trenerowi powiedzieć? - zapytał
- Że jutro wracam - skwitowałem, w tym momencie czułem palące spojrzenie brata
- Na pewno? - zapytał
- Tak
- Ok to odezwij się kiedy będę znów mógł zmienić nazwę kontaktów na Marc - powiedział i rozłączył się
- Nie patrz tak na mnie - westchnąłem
- Zrobiłeś z niej wariatkę, nie mówiąc o tym, że jakimś cudem wplątałeś w twoje tchórzostwo lekarza - zabijał mnie wzrokiem
- Lepiej jej będzie beze mnie, ja wracam na turniej, a ona? Jak ją znam na pewno się podniesie
- Pamiętasz jak żaliłeś się jacy to źli są rodzice Anny? Wiesz, teraz jesteś taki sam, oni też gdy się dowiedzieli, że się obudziła nie porozmawiali z nią, siedzą codziennie na korytarzu, ale jeszcze nie przekroczyli progu jej sali od kiedy nie śpi. Przypomina ci to coś, ty przecież też siedziałeś codziennie pod szpitalem, ale nigdy do niego nie wszedłeś - skwitował
- Skąd ty to wiesz? - zdziwiłem się
- Proszę cię, znamy się od urodzenia, wiem o tobie wszystko, kiedy tutaj przyjechałeś wypożyczyłeś ten sam samochód co zawsze, wiesz trochę odróżniał się od innych na szpitalnym parkingu
- Dlaczego do mnie nie podeszłeś? - spojrzałem na niego
- Miałem nadzieje, że się przełamiesz i odwiedzisz Annę, albo chociaż napiszesz, że jesteś w Barcelonie, dlaczego tego nie zrobiłeś?
- Bo wiedziałem, że będziesz chciał, abym spotkał się z Anną, a ja... nie jestem jeszcze gotowy
- Jesteś - uśmiechnął się - Przyjechałeś tu - klepnął mnie w ramie
- Nie jestem jej wart
- Dwa lata temu nie miałeś takich problemów
- Lepiej jej będzie z Jordim - te słowa ledwie przecisnęły mi się przez gardło
- Poddajesz się?
- Wyjeżdżam na turniej możesz wyjść z samochodu?
- Zrobiłeś z Anny wariatkę, ale to ty jesteś zdrowo stuknięty - oznajmił i wyszedł z auta
- O Eric już jesteś - ucieszyłam się i chciałam szybko wstać z łóżka, ale szybko tego pożałowałam, bo nogi mi się ugięły i oklapłam na łóżko.
- Powoli - zaśmiał się
- Hej Anna - ucałował moje policzki Jordi
- Hej - wyszczerzyłam się - Możemy już iść? - zapytałam
- Ale jesteś niecierpliwa - skwitował Eric - Idę do lekarza oznajmić, że już cię porywamy, a Jordi pomoże ci zejść - oznajmił
- No dalej wstajemy - wyciągnął ręce - Tylko powoli - zastrzegł, przeszłam kilka kroków i straciłam grunt pod nogami, nie, nie zemdlałam, Jordi wziął mnie na ręce
- Umiem chodzić -oburzyłam się
- Oj no pozwól sobie pomóc - spojrzał na mnie i się uśmiechnął
- Czuje się jak dziecko - przewróciłam oczami
- Bo nim jesteś dla nas - zaśmiał się
- Ej - uderzyłam go w ramię
- No, co zobowiązaliśmy się, że będziemy się tobą opiekować - wystawił mi język i wsadził do samochodu
- Już? - zdziwiłam się
- A co chcesz się wrócić?
- Nieee - rozłożyłam się na siedzeniu, po chwili pojawił się Eric
- Jedziemy? - zapytał obracając się w moją stronę
- Oczywiście - uśmiechnęłam się, gdy dojechaliśmy rozpoznałam ten dom, Eric i Jordi dawno wyszli z samochodu, a ja patrzyłam w martwy punkt
- To twój dom - oznajmił Eric i otworzył mi drzwi
- Miały być nasz - szepnęłam sama do siebie i powoli wysiadłam, skierowałam się w stronę drzwi i gdy klucz pasował do zamka pojawiła się we mnie nadzieja, że w środku będzie Marc.
- Wszystko dobrze? - zapytał Jordi, kiedy stanęłam w holu i się rozglądałam
- Tak - odpowiedziałam łamanym głosem, a Eric odstawił torby i mnie przytulił, on pewnie wiedział, że ten dom miał być Marca i mój, pocałował mnie w czoło i otarł łzy
- Będzie dobrze - szepnął
- Mogę zostać sama? - spojrzałam po nich
- Ale... - zaczął Jordi, ale Eric go uciszył
- Potem wpadniemy sprawdzić jak się czujesz - oznajmił i wyszedł zabierając ze sobą Jordiego. Na początku starałam się odgonić myśli i zając się układaniem rzeczy, kiedy wyciągnęłam zdjęcia rozkleiłam się na dobre.
- Dlaczego ten dom?! Marc dlaczego mi to robisz?! Gdzie jesteś?! - krzyczałam rozrzucając rzeczy dookoła. Siedziałam w kącie kiedy drzwi się otworzyły, spojrzałam na przybysza i otarłam łzy.
- Co ty tutaj robisz? - zebrałam się na niemiły ton
Wróciłem do Francji z potwornymi wyrzutami sumienia, pojutrze odbędzie się decydujący mecz o wyjście z grupy, zmęczony zasnąłem, kiedy rano otworzyłem oczy przed moją twarzą pojawiła się Vera.
- Jak dobrze, że już wróciłeś - rzuciła się na mnie - Wszystko załatwiłeś? - spojrzała na mnie
- Na razie tak - odpowiedziałem zaspany
- Daj buziaka - uśmiechnęła się, pocałowałem ją w usta
- Która godzina? - przerwałem
- 8.30 - odpowiedziała
- Szlag, o 9 mam trening - odpowiedziałem i wstałem gwałtownie, oczywiście dostałem burę od trenera, a potem wzięliśmy się do ostrych treningów.
- Zostawiłeś swoją laskę w hotelu pełnym piłkarzy, powaliło? - odezwał się do mnie David De Gea
- Bardzo śmieszne - skrzywiłem się
- A gdzie byłeś? - spojrzał na mnie
- W Barcelonie - oznajmiłem
- Bardzo ważną sprawę pewnie musiałeś załatwić, a słyszałeś, że przegraliśmy dwa dni temu? - spojrzał na mnie
- Wiem, ja też przegrałem - odszedłem od niego
- David ty pacanie - usłyszałem jak dostaje opieprz od Sergiego, po trening David podszedł do mnie skruszony.
- Sorry bracie, nie wiedziałem, że Anna się obudziła, dlaczego z nią nie zostałeś?
- Za dwa dni mamy ważny mecz - skwitowałem
- Vera wie? - spojrzał
- Nie - skwitowałem
- Co planujesz?
- Co ty tutaj robisz? - spojrzałem i otworzyłem drzwi od samochodu
- Jesteś idiotą, a idioci są przewidywalni - skwitował i usiadł na miejscu pasażera, już miał otwierać buzię, żeby zacząc mnie obrazac, kiedy zadzwonił mój telefon
- Halo tu idiota - odebrałem telefon
- Czekaj tylko zmienię twoją nazwę w kontaktach - oznajmił Gerard - albo potem, jak się dowiem gdzie jesteś?
- Ja? Jestem w Barcelonie - skwitowałem
- O to może jednak nie zmienię nazwy - zacieszał - Byłeś u Anny? - zapytał
- No... można tak powiedzieć - oznajmiłem
- Czyli nie byłeś - westchnął - Co mam trenerowi powiedzieć? - zapytał
- Że jutro wracam - skwitowałem, w tym momencie czułem palące spojrzenie brata
- Na pewno? - zapytał
- Tak
- Ok to odezwij się kiedy będę znów mógł zmienić nazwę kontaktów na Marc - powiedział i rozłączył się
- Nie patrz tak na mnie - westchnąłem
- Zrobiłeś z niej wariatkę, nie mówiąc o tym, że jakimś cudem wplątałeś w twoje tchórzostwo lekarza - zabijał mnie wzrokiem
- Lepiej jej będzie beze mnie, ja wracam na turniej, a ona? Jak ją znam na pewno się podniesie
- Pamiętasz jak żaliłeś się jacy to źli są rodzice Anny? Wiesz, teraz jesteś taki sam, oni też gdy się dowiedzieli, że się obudziła nie porozmawiali z nią, siedzą codziennie na korytarzu, ale jeszcze nie przekroczyli progu jej sali od kiedy nie śpi. Przypomina ci to coś, ty przecież też siedziałeś codziennie pod szpitalem, ale nigdy do niego nie wszedłeś - skwitował
- Skąd ty to wiesz? - zdziwiłem się
- Proszę cię, znamy się od urodzenia, wiem o tobie wszystko, kiedy tutaj przyjechałeś wypożyczyłeś ten sam samochód co zawsze, wiesz trochę odróżniał się od innych na szpitalnym parkingu
- Dlaczego do mnie nie podeszłeś? - spojrzałem na niego
- Miałem nadzieje, że się przełamiesz i odwiedzisz Annę, albo chociaż napiszesz, że jesteś w Barcelonie, dlaczego tego nie zrobiłeś?
- Bo wiedziałem, że będziesz chciał, abym spotkał się z Anną, a ja... nie jestem jeszcze gotowy
- Jesteś - uśmiechnął się - Przyjechałeś tu - klepnął mnie w ramie
- Nie jestem jej wart
- Dwa lata temu nie miałeś takich problemów
- Lepiej jej będzie z Jordim - te słowa ledwie przecisnęły mi się przez gardło
- Poddajesz się?
- Wyjeżdżam na turniej możesz wyjść z samochodu?
- Zrobiłeś z Anny wariatkę, ale to ty jesteś zdrowo stuknięty - oznajmił i wyszedł z auta
***
- O Eric już jesteś - ucieszyłam się i chciałam szybko wstać z łóżka, ale szybko tego pożałowałam, bo nogi mi się ugięły i oklapłam na łóżko.
- Powoli - zaśmiał się
- Hej Anna - ucałował moje policzki Jordi
- Hej - wyszczerzyłam się - Możemy już iść? - zapytałam
- Ale jesteś niecierpliwa - skwitował Eric - Idę do lekarza oznajmić, że już cię porywamy, a Jordi pomoże ci zejść - oznajmił
- No dalej wstajemy - wyciągnął ręce - Tylko powoli - zastrzegł, przeszłam kilka kroków i straciłam grunt pod nogami, nie, nie zemdlałam, Jordi wziął mnie na ręce
- Umiem chodzić -oburzyłam się
- Oj no pozwól sobie pomóc - spojrzał na mnie i się uśmiechnął
- Czuje się jak dziecko - przewróciłam oczami
- Bo nim jesteś dla nas - zaśmiał się
- Ej - uderzyłam go w ramię
- No, co zobowiązaliśmy się, że będziemy się tobą opiekować - wystawił mi język i wsadził do samochodu
- Już? - zdziwiłam się
- A co chcesz się wrócić?
- Nieee - rozłożyłam się na siedzeniu, po chwili pojawił się Eric
- Jedziemy? - zapytał obracając się w moją stronę
- Oczywiście - uśmiechnęłam się, gdy dojechaliśmy rozpoznałam ten dom, Eric i Jordi dawno wyszli z samochodu, a ja patrzyłam w martwy punkt
- To twój dom - oznajmił Eric i otworzył mi drzwi
- Miały być nasz - szepnęłam sama do siebie i powoli wysiadłam, skierowałam się w stronę drzwi i gdy klucz pasował do zamka pojawiła się we mnie nadzieja, że w środku będzie Marc.
- Wszystko dobrze? - zapytał Jordi, kiedy stanęłam w holu i się rozglądałam
- Tak - odpowiedziałam łamanym głosem, a Eric odstawił torby i mnie przytulił, on pewnie wiedział, że ten dom miał być Marca i mój, pocałował mnie w czoło i otarł łzy
- Będzie dobrze - szepnął
- Mogę zostać sama? - spojrzałam po nich
- Ale... - zaczął Jordi, ale Eric go uciszył
- Potem wpadniemy sprawdzić jak się czujesz - oznajmił i wyszedł zabierając ze sobą Jordiego. Na początku starałam się odgonić myśli i zając się układaniem rzeczy, kiedy wyciągnęłam zdjęcia rozkleiłam się na dobre.
- Dlaczego ten dom?! Marc dlaczego mi to robisz?! Gdzie jesteś?! - krzyczałam rozrzucając rzeczy dookoła. Siedziałam w kącie kiedy drzwi się otworzyły, spojrzałam na przybysza i otarłam łzy.
- Co ty tutaj robisz? - zebrałam się na niemiły ton
***
Wróciłem do Francji z potwornymi wyrzutami sumienia, pojutrze odbędzie się decydujący mecz o wyjście z grupy, zmęczony zasnąłem, kiedy rano otworzyłem oczy przed moją twarzą pojawiła się Vera.
- Jak dobrze, że już wróciłeś - rzuciła się na mnie - Wszystko załatwiłeś? - spojrzała na mnie
- Na razie tak - odpowiedziałem zaspany
- Daj buziaka - uśmiechnęła się, pocałowałem ją w usta
- Która godzina? - przerwałem
- 8.30 - odpowiedziała
- Szlag, o 9 mam trening - odpowiedziałem i wstałem gwałtownie, oczywiście dostałem burę od trenera, a potem wzięliśmy się do ostrych treningów.
- Zostawiłeś swoją laskę w hotelu pełnym piłkarzy, powaliło? - odezwał się do mnie David De Gea
- Bardzo śmieszne - skrzywiłem się
- A gdzie byłeś? - spojrzał na mnie
- W Barcelonie - oznajmiłem
- Bardzo ważną sprawę pewnie musiałeś załatwić, a słyszałeś, że przegraliśmy dwa dni temu? - spojrzał na mnie
- Wiem, ja też przegrałem - odszedłem od niego
- David ty pacanie - usłyszałem jak dostaje opieprz od Sergiego, po trening David podszedł do mnie skruszony.
- Sorry bracie, nie wiedziałem, że Anna się obudziła, dlaczego z nią nie zostałeś?
- Za dwa dni mamy ważny mecz - skwitowałem
- Vera wie? - spojrzał
- Nie - skwitowałem
- Co planujesz?
- Zostanę tutaj do końca turnieju, bo mam nadzieje, że Hiszpania wejdzie do finału, Vera za tydzień ma zawody gimnastyczne i na miesiąc wyjeżdża do Moskwy, może przyjedzie na finał, a ja po finale zacznę naszą przeprowadzkę do Barcelony.
- Rozumiem, a jak się czuje Anna? - uśmiechnął się - Chyba też pojadę po turnieju odwiedzić nasze słoneczko, zabiorę Edurne pewnie chcę zobaczyć przyjaciółkę - zadeklarował
- Coraz lepiej - odpowiedziałem
- Ma ten sam numer? - wypytywał, a ja byłem coraz bardziej skołowany
- Nie wiem, widziałem ją przez parę minut - podrapałem się po głowie
- MARC - wypowiedział moje imię ostrzegawczym tonem
- Błagam cię nie praw mi kazań jak inni - spojrzałem na niego błagalnie, chcąc nie chcąc musiałem opowiedzieć mu co działo się w Barcelonie. - Stary ty to jesteś walnięty - skwitował po końcu mojej opowieści.
Dwa dni później graliśmy mecz, robiliśmy wszystko co w naszej mocy, aby wygrać, ale coś było nie tak, nie potrafiliśmy strzelić, za to nasi rywale w ostatniej minucie wyszli na prowadzenie, tak właśnie straciliśmy szanse, aby przejść dalej, jutro z reprezentacją wracamy do Madrytu, a pojutrze w towarzystwie Edurne i Davida lecimy do Barcelony, Very przez miesiąc nie będzie, nie jest to dla mnie dobre, bo będę miał więcej okazji, aby spotkać się z Anną...
_____________________________________________________________________________
Na razie to chyba najgorszy rozdział, ale musiałam jakoś rozwinąc akcje, w następnym mam nadzieje, że będzie lepiej, widzimy się w czwartek :* Pozdrawiam.
- Rozumiem, a jak się czuje Anna? - uśmiechnął się - Chyba też pojadę po turnieju odwiedzić nasze słoneczko, zabiorę Edurne pewnie chcę zobaczyć przyjaciółkę - zadeklarował
- Coraz lepiej - odpowiedziałem
- Ma ten sam numer? - wypytywał, a ja byłem coraz bardziej skołowany
- Nie wiem, widziałem ją przez parę minut - podrapałem się po głowie
- MARC - wypowiedział moje imię ostrzegawczym tonem
- Błagam cię nie praw mi kazań jak inni - spojrzałem na niego błagalnie, chcąc nie chcąc musiałem opowiedzieć mu co działo się w Barcelonie. - Stary ty to jesteś walnięty - skwitował po końcu mojej opowieści.
Dwa dni później graliśmy mecz, robiliśmy wszystko co w naszej mocy, aby wygrać, ale coś było nie tak, nie potrafiliśmy strzelić, za to nasi rywale w ostatniej minucie wyszli na prowadzenie, tak właśnie straciliśmy szanse, aby przejść dalej, jutro z reprezentacją wracamy do Madrytu, a pojutrze w towarzystwie Edurne i Davida lecimy do Barcelony, Very przez miesiąc nie będzie, nie jest to dla mnie dobre, bo będę miał więcej okazji, aby spotkać się z Anną...
_____________________________________________________________________________
Na razie to chyba najgorszy rozdział, ale musiałam jakoś rozwinąc akcje, w następnym mam nadzieje, że będzie lepiej, widzimy się w czwartek :* Pozdrawiam.
No no Alba stara się coraz bardziej do niej zbliżyć ^^
OdpowiedzUsuńMarc wkurza mnie tym, że robi z niej idiotke...
Nie dziwię się, że każdy go za to ochrzania...
Czy to Alba tam do niej przyszedł ?!
I bardzo dobrze, że ta Vera wyjedzie. Może wtedy Marc się jakoś przełamie.
Zapraszam : nunca-me-acuerdo-de-olvidarte.blogspot.com
UsuńBoże, Marc debilu! Czemu mieszasz tak biednej Annie w głowie?! Ona dopiero co wróciła do świata żywych, a on zamiast wyjaśnić jej wszystko tchórzy. Czekam na kolejny ;*
OdpowiedzUsuńWspaniały ♥
OdpowiedzUsuńNo nie! Moim zdaniem Marc powienien cierpieć za to, że zostawił Annę i wybrał inną, co wcale nie znaczy, że lepszą Verę. Jest powiedzenie, że jeśli kocha to poczeka ale też, że jeśli kocha to nie zostawi a Marc? Marc zostawił i zawinił w tym bardzo. Mam nadzieję, że Jordi zbliży się do głównej bohaterki, i nie zrani jak Marc. Tak wiem, ja jestem przeciwko niego, ale nic na to nie poradzę :D
Pozdrawiam i czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział :*
ah, no powiem tyle, że ja jakoś siły ostatnio do Marc'a nie mam. wydaje mi się, że prędzej czy później będzie żałował.
OdpowiedzUsuńbiedna Anna.
i ciekawe kto do niej wpadł.
ah, Marc, przejrzyj na oczy. pozdrawiam.;)
Beznadziejnie Marc się zachował.. Tak stchórzyć... Kompletny idiota, że tak powiem. Tyle dobrze, że chociaż wie, że źle postąpił. Oby miał okazję, by to naprawić.
OdpowiedzUsuńMimo, że Marc zawalił, to dobrze, że Anna ma oparcie ze strony Erica, Alby i Cristiana. Gdyby nie oni, to pewnie kompletnie by się załamała...
Kto ją odwiedził? Jestem bardzo ciekawa :)
Plus nowy : http://niemiecki-koszmar.blogspot.com/
UsuńBędę wdzięczna za komentarz :*
Nowość u mnie na http://niemiecki-koszmar.blogspot.com/
UsuńDobrze, że Ann może liczyć na Erica, Jordiego i Christiana. Bez nich na pewno byłoby jej o wiele ciężej. Widać, że dziewczyna kocha Marca najmocniej na świecie. Szkoda, że on nie odwzajemnia tak tego uczucia. Czekam z niecierpliwością na moment, gdy się spotkają. Jestem ciekawa ich reakcji!
OdpowiedzUsuńZapraszam na pierwszy rozdział, który pojawił sie na http://tu-me-ayudas.blogspot.com/ ; )
UsuńChciałabym serdecznie zaprosić na prolog mojego nowego opowiadania o Cescu Fábregasie: http://welcome-home-cesc.blogspot.com :)
OdpowiedzUsuń