czwartek, 27 lutego 2014

5



Leżałam na łóżku ze łzami w oczach, już pamiętam, wszystko pamiętam. Gdy tylko w drzwiach pojawił się Eric usiadłam na łóżku.
- Eric, powiedź mi gdzie jest Marc? - spojrzałam na niego
- Najprawdopodobniej we Francji, na turnieju - oznajmił
- Ale jak to? Zostawił mnie? - zapytałam, a głos mi się łamał
- Tylko nie płacz - usiadł obok mnie i ścisnął lekko rękę - Wiele się zmieniło odkąd zasnęłaś -skwitował - Spałaś dwa lata - oznajmił
- Lata? - zdziwiłam się
- Tak śpiochu - lekko się uśmiechnął
- Przez półtora roku Marc był tutaj codziennie, żył nadzieją, że się obudzisz, krążył pomiędzy szpitalem, a treningami, czasem wyciągałem go do domu, żeby się przespał - opowiadał
- A ostatnie pół roku? - spojrzałam na niego
- Wyjechał na wypożyczenie do Valencii - odpowiedział
- Nie przyjeżdżał?
- Nie - skrzywił się
- Mhm - spuściłam głowę i ostatnimi siłami powstrzymywałam łzy - Mam do ciebie prośbę - mówiłam ze spuszczaną głową
- Jaka?
- Chce już wyjść do domu, o ile go jeszcze mam
- Pójdę zapytać się doktora czy jest już taka możliwość - oznajmił - Trzymaj się - pocałował mnie w czubek głowy

***
Od paru dni, dzień w dzień siedziałem pod szpitalem, ale jeszcze nie zebrałem się na odwagę, aby spotkać się z Anna. Widziałem wychodzącego Erica, czasem Cristiana i Albe, wtedy chowałem się za pobliskimi drzewkami, a potem sam śmiałem się z własnej głupoty.
- I po co ja tu siedzę? - zapytałem sam siebie kiedy kolejny dzień siedziałem pod szpitalem, nagle zadzwoniła Vera...

***

Stałam przy oknie i obserwowałam ulicę, już jutro wyjdę z tego przytłaczającego szpitala, pielęgniarka podeszła do mnie i dała mi dość sporą ilość tabletek do połknięcia, skrzywiłam się i wzięłam leki.
"Tak, naprawdę wszystko dobrze...gdzie jestem na spacerze..." - usłyszałam głos Marca, zaczęłam wypatrywać przez okno, wydawało mi się, że go widzę, zbiegłam ile sił miałam na dół, rozpędzona wpadłam na dwór, za mną wyleciała pielęgniarka.Widziałam go od tyłu, ale wiedziałam, że to on.
- Marc?! - krzyknęłam, już miałam zobaczyć jego twarz, ale obraz mi się rozmazał, widziałam tylko jak podbiega do mnie i łapie mnie w ramiona.



***

- Jak dobrze, że jesteś - wyszeptała po czym zamknęła oczy, wziąłem ją na ręce i zaniosłem do jej sali, doskonale znałem drogę.
- Przyniosę wózek - zaproponowała pielęgniarka
- Nie trzeba - odparłem i kroczyłem z Anna na rękach przez korytarz, znów ją miałem w ramionach, przyjrzałem się jej twarzy była tak samo piękna jak kiedyś, położyłem ją ostrożnie na łóżko i przystanąłem na chwilę, po czym wyszedłem z sali.
- O Marc jesteś - uśmiechnął się serdecznie doktor
- Witam - wymusiłem uśmiech, chciałem stąd wyjść niezauważanie, jednak mi się to nie udało.
- Dobrze, że przyjechałeś, Anna potrzebuje cię, co noc budzi cały oddział krzycząc twoje imię - skwitował, a ja spuściłem głowę.
- Ja... wychodzę, już jej nie odwiedzę - oznajmiłem - Mam do pana prośbę, proszę wręczyć jej klucze do mieszkania, nie wiem powiedzieć, że były w jej rzeczach, czy coś, a fakt, że tu byłem proszę pominąć - poprosiłem, a lekarz pokręcił z niedowierzaniem głową, przez chwilę sprzeczaliśmy się, bo doktor koniecznie chciał oznajmić, że byłem tutaj, ale na koniec powiedział, że spróbuje coś wymyślić. Wychodząc ze szpitala poczułem się jak tchórz.

Jechałem, po prostu jechałem przed siebie. Wylądowałem na tej pamiętnej plaży, gdzie ponad dwa lata temu byłem z Anna, oparłem ręce o kierownicę, a łzy pociekły mi po policzkach, byłem sam na parkingu, mogłem sobie pozwolić na upust emocji.

***

- Co się stało? - zapytałam półprzytomna
- Zachciało ci się sprintów - oznajmił Jordi i się lekko uśmiechnął
- Tam był Marc, stał przed szpitalem - przypomniałam sobie
- Musiało ci się przewidzieć - pogłaskał mnie po ręce Jordi, spojrzałam na niego zdziwiona
- Naprawdę go widziałam - powiedziałam pewna swego
- Jak się czuje nasza sprinterka? - przerwał nam lekarz
- Już dobrze - oznajmiłam - Mogę się dowiedzieć kto mnie tu przyniósł? - spojrzałam wyczekująco na lekarza, byłam pewna, że to Marc
- Jak to kto nasz pielęgniarz - oznajmił i spojrzał po wszystkich, Eric kręcił głową raz tak raz nie
- Ale ja byłam pewna... - nie dokończyłam
- Mogło się pani przewidzieć, to przez leki, z czasem przejdzie - skwitował lekarz - To jutro pani chce wyjść? - spojrzał na moją kartę
- Tak - odpowiedziałam nadal zaskoczona tymi halucynacjami
- A dalej będzie pani uprawiać dzikie sprinty? Jeśli tak to pani tutaj zostaje i będzie pani przypięta do łóżka, w pani stanie nie wolno się przemęczać, jeszcze nie teraz - pouczył mnie
- Spokojnie my ją będziemy pilnować - zobowiązał się Alba, a Eric i Cristian mu przytkali
- No dobrze, to przyniosę pani rzeczy, zrobimy ostatnie badania i jutro się żegnamy i tak będzie pani nas odwiedzać na kontroli - uśmiechnął się - Zaraz wracam
- Nie jestem szalona on naprawdę stał przed szpitalem - oznajmiłam kiedy lekarz wyszedł
- Anna uspokój się - usiadł na moje łóżko Cristian - Może serio ci się przewidziało
- Super najpierw spałam dwa lata, a teraz będę uchodzić za wariatkę - przekręciłam oczami
- Spoko mała nie bój żaby, my się tobą zaopiekujemy - przytulił mnie Cris
- Chyba ja wami - zaśmiałam się, znów pojawił się lekarz, podał mi siateczkę z moimi rzeczami, większość poznawałam oprócz kluczy, wyciągnęłam je i obejrzałam z każdej strony - To nie moje - oznajmiłam, wtedy Eric podszedł bliżej, westchnął ciężko i przejął ode mnie klucze
- To twoje - podał mi je - Tutaj jest adres, jutro cię tam zawiozę - skwitował - Przepraszam, Anna, ale mam coś do załatwienia, przyjadę jutro po ciebie - ucałował mnie w policzek i wyszedł, po nim wyszedł też lekarz, a ja ucięłam sobie pogawędkę z Crisem i Jordim, co porabiali przez te ostatnie dwa lata.

***

Siedziałem z głową opartą o kierownicę, przeklinałem sam siebie, gdy nagle obok mnie pojawił się samochód, ale jakoś mnie to nie przejęło cały czas tkwiłem w tej samej pozycji, wtedy ktoś zapukał do szyby.
- Co ty tutaj robisz? - spojrzałem i otworzyłem drzwi od samochodu
- Jesteś idiotą, a idioci są przewidywalni - skwitował i usiadł na miejscu pasażera, już miał otwierać buzię, żeby zacząc mnie obrazac, kiedy zadzwonił mój telefon
- Halo tu idiota - odebrałem telefon
- Czekaj tylko zmienię twoją nazwę w kontaktach - oznajmił Gerard - albo potem, jak się dowiem gdzie jesteś?
- Ja? Jestem w Barcelonie - skwitowałem
- O to może jednak nie zmienię nazwy - zacieszał - Byłeś u Anny? - zapytał
- No... można tak powiedzieć - oznajmiłem
- Czyli nie byłeś - westchnął - Co mam trenerowi powiedzieć? - zapytał
- Że jutro wracam - skwitowałem, w tym momencie czułem palące spojrzenie brata
- Na pewno? - zapytał
- Tak
- Ok to odezwij się kiedy będę znów mógł zmienić nazwę kontaktów na Marc - powiedział i rozłączył się
- Nie patrz tak na mnie - westchnąłem
- Zrobiłeś z niej wariatkę, nie mówiąc o tym, że jakimś cudem wplątałeś w twoje tchórzostwo lekarza - zabijał mnie wzrokiem
- Lepiej jej będzie beze mnie, ja wracam na turniej, a ona? Jak ją znam na pewno się podniesie
- Pamiętasz jak żaliłeś się jacy to źli są rodzice Anny? Wiesz, teraz jesteś taki sam, oni też gdy się dowiedzieli, że się obudziła nie porozmawiali z nią, siedzą codziennie na korytarzu, ale jeszcze nie przekroczyli progu jej sali od kiedy nie śpi. Przypomina ci to coś, ty przecież też siedziałeś codziennie pod szpitalem, ale nigdy do niego nie wszedłeś - skwitował
- Skąd ty to wiesz? - zdziwiłem się
- Proszę cię, znamy się od urodzenia, wiem o tobie wszystko, kiedy tutaj przyjechałeś wypożyczyłeś ten sam samochód co zawsze, wiesz trochę odróżniał się od innych na szpitalnym parkingu
- Dlaczego do mnie nie podeszłeś? - spojrzałem na niego
- Miałem nadzieje, że się przełamiesz i odwiedzisz Annę, albo chociaż napiszesz, że jesteś w Barcelonie, dlaczego tego nie zrobiłeś?
- Bo wiedziałem, że będziesz chciał, abym spotkał się z Anną, a ja... nie jestem jeszcze gotowy
- Jesteś - uśmiechnął się - Przyjechałeś tu - klepnął mnie w ramie
- Nie jestem jej wart
- Dwa lata temu nie miałeś takich problemów
- Lepiej jej będzie z Jordim - te słowa ledwie przecisnęły mi się przez gardło
- Poddajesz się?
- Wyjeżdżam na turniej możesz wyjść z samochodu?
- Zrobiłeś z Anny wariatkę, ale to ty jesteś zdrowo stuknięty - oznajmił i wyszedł z auta
***

- O Eric już jesteś - ucieszyłam się i chciałam szybko wstać z łóżka, ale szybko tego pożałowałam, bo nogi mi się ugięły i oklapłam na łóżko.
- Powoli - zaśmiał się
- Hej Anna - ucałował moje policzki Jordi
- Hej - wyszczerzyłam się - Możemy już iść? - zapytałam
- Ale jesteś niecierpliwa - skwitował Eric - Idę do lekarza oznajmić, że już cię porywamy, a Jordi pomoże ci zejść - oznajmił
- No dalej wstajemy - wyciągnął ręce - Tylko powoli - zastrzegł, przeszłam kilka kroków i straciłam grunt pod nogami, nie, nie zemdlałam, Jordi wziął mnie na ręce
- Umiem chodzić -oburzyłam się
- Oj no pozwól sobie pomóc - spojrzał na mnie i się uśmiechnął
- Czuje się jak dziecko - przewróciłam oczami
- Bo nim jesteś dla nas - zaśmiał się
- Ej - uderzyłam go w ramię
- No, co zobowiązaliśmy się, że będziemy się tobą opiekować - wystawił mi język i wsadził do samochodu
- Już? - zdziwiłam się
- A co chcesz się wrócić?
- Nieee - rozłożyłam się na siedzeniu, po chwili pojawił się Eric
- Jedziemy? - zapytał obracając się w moją stronę
- Oczywiście - uśmiechnęłam się, gdy dojechaliśmy rozpoznałam ten dom, Eric i Jordi dawno wyszli z samochodu, a ja patrzyłam w martwy punkt
- To twój dom - oznajmił Eric i otworzył mi drzwi
- Miały być nasz - szepnęłam sama do siebie i powoli wysiadłam, skierowałam się w stronę drzwi i gdy klucz pasował do zamka pojawiła się we mnie nadzieja, że w środku będzie Marc.
- Wszystko dobrze? - zapytał Jordi, kiedy stanęłam w holu i się rozglądałam
- Tak - odpowiedziałam łamanym głosem, a Eric odstawił torby i mnie przytulił, on pewnie wiedział, że ten dom miał być Marca i mój, pocałował mnie w czoło i otarł łzy
- Będzie dobrze - szepnął
- Mogę zostać sama? - spojrzałam po nich
- Ale... - zaczął Jordi, ale Eric go uciszył
- Potem wpadniemy sprawdzić jak się czujesz - oznajmił i wyszedł zabierając ze sobą Jordiego. Na początku starałam się odgonić myśli i zając się układaniem rzeczy, kiedy wyciągnęłam zdjęcia rozkleiłam się na dobre.
- Dlaczego ten dom?! Marc dlaczego mi to robisz?! Gdzie jesteś?! - krzyczałam rozrzucając rzeczy dookoła. Siedziałam w kącie kiedy drzwi się otworzyły, spojrzałam na przybysza i otarłam łzy.
- Co ty tutaj robisz? - zebrałam się na niemiły ton
***

Wróciłem do Francji z potwornymi wyrzutami sumienia, pojutrze odbędzie się decydujący mecz o wyjście z grupy, zmęczony zasnąłem, kiedy rano otworzyłem oczy przed moją twarzą pojawiła się Vera.
- Jak dobrze, że już wróciłeś - rzuciła się na mnie - Wszystko załatwiłeś? - spojrzała na mnie
- Na razie tak - odpowiedziałem zaspany
- Daj buziaka - uśmiechnęła się, pocałowałem ją w usta
- Która godzina? - przerwałem
- 8.30 - odpowiedziała
- Szlag, o 9 mam trening - odpowiedziałem i wstałem gwałtownie, oczywiście dostałem burę od trenera, a potem wzięliśmy się do ostrych treningów.
- Zostawiłeś swoją laskę w hotelu pełnym piłkarzy, powaliło? - odezwał się do mnie David De Gea
- Bardzo śmieszne - skrzywiłem się
- A gdzie byłeś? - spojrzał na mnie
- W Barcelonie - oznajmiłem
- Bardzo ważną sprawę pewnie musiałeś załatwić, a słyszałeś, że przegraliśmy dwa dni temu? - spojrzał na mnie
- Wiem, ja też przegrałem - odszedłem od niego
- David ty pacanie - usłyszałem jak dostaje opieprz od Sergiego, po trening David podszedł do mnie skruszony.
- Sorry bracie, nie wiedziałem, że Anna się obudziła, dlaczego z nią nie zostałeś?
- Za dwa dni mamy ważny mecz - skwitowałem
- Vera wie? - spojrzał
- Nie - skwitowałem
- Co planujesz?
- Zostanę tutaj do końca turnieju, bo mam nadzieje, że Hiszpania wejdzie do finału, Vera za tydzień ma zawody gimnastyczne i na miesiąc wyjeżdża do Moskwy, może przyjedzie na finał, a ja po finale zacznę naszą przeprowadzkę do Barcelony.
- Rozumiem, a jak się czuje Anna? - uśmiechnął się - Chyba też pojadę po turnieju odwiedzić nasze słoneczko, zabiorę Edurne pewnie chcę zobaczyć przyjaciółkę - zadeklarował
- Coraz lepiej - odpowiedziałem
- Ma ten sam numer? - wypytywał, a ja byłem coraz bardziej skołowany
- Nie wiem, widziałem ją przez parę minut - podrapałem się po głowie
- MARC - wypowiedział moje imię ostrzegawczym tonem
- Błagam cię nie praw mi kazań jak inni - spojrzałem na niego błagalnie,  chcąc nie chcąc musiałem opowiedzieć mu co działo się w Barcelonie. - Stary ty to jesteś walnięty - skwitował po końcu mojej opowieści.

Dwa dni później graliśmy mecz, robiliśmy wszystko co w naszej mocy, aby wygrać, ale coś było nie tak, nie potrafiliśmy strzelić, za to nasi rywale w ostatniej minucie wyszli na prowadzenie, tak właśnie straciliśmy szanse, aby przejść dalej, jutro z reprezentacją wracamy do Madrytu, a pojutrze w towarzystwie Edurne i Davida lecimy do Barcelony, Very przez miesiąc nie będzie, nie jest to dla mnie dobre, bo będę miał więcej okazji, aby spotkać się z Anną...

_____________________________________________________________________________
Na razie to chyba najgorszy rozdział, ale musiałam jakoś rozwinąc akcje, w następnym mam nadzieje, że będzie lepiej, widzimy się w czwartek :* Pozdrawiam.

czwartek, 20 lutego 2014

4


Słysze jakieś cholerne pikanie, pika cały czas, nie cierpię tego dźwięku, a towarzyszy mi już chyba długo, chcę czymś rzucić w sprzęt, który wydaje ten straszny odgłos, jednak nie mogę otworzyć oczu, są jakby sklejone, czyżby ktoś zrobili mi jakiś głupi żart?
- Anna? - słyszę jakiś znajomy głos, ale nie mogę dopasować go do imienia, otwieram budzie, aby zapytać czy mógłby mi pomóc odkleić oczy, ale i ta próba mi się nie udaje.
- Co siedzisz taki zdziwiony? - kolejny głos, ten też brzmi znajomo, walczę z własnym ciałem, aby otworzyć chodź jedno oko i spojrzeć kto to jest i gdzie my w ogóle jesteśmy, powoli czuje jak moje oczy poddają się mojej woli i podnoszą powieki, przez chwilę widzę ciemność
- Ona, chyba... - przerwał na chwilę - ona chyba się budzi - powiedział zdumiony, wow też mi wydarzenie
- Pójdę po lekarza - powiedział znajomy głos 2, czekaj, czekaj lekarza? Ale jak? Po co? Wreszcie otworzyłam oczy, powoli rozejrzałam się i zobaczyłam zdziwioną twarz mężczyzny, potem kroplówkę i jakieś inne urządzenia
- Hej Anna - uśmiechnął się owy mężczyzna, na myśl przychodziło mi tylko jedno imię, chciałam je wypowiedzieć, ale tylko poruszyłam ustami - Jak dobrze, że się wreszcie obudziłaś - przytulił mnie delikatnie, po chwili pojawił się kolejny mężczyzna, a za nim o ile się nie mylę lekarz.
- Panno Kowalsky miło że się obudziłaś - uśmiechnął się ten w białym kitlu
- Mówiłem, że się budzi - odparł zadowolony drugi mężczyzna
- Wiesz gdzie jesteś? - zapytał lekarz i poświecił mi latarką po oczach, co za cham, pokiwałam głową na tak - Dasz radę mówić? - spojrzał na mnie
- Tak - oznajmiłam ledwo słyszalnie
- Więc jak się nazywasz?
- Anna Kowalsky - odparłam szeptem
- Dobrze - uśmiechnął się, a ja nie wiedziałam skąd ta radość, spojrzałam na dwóch mężczyzn stojących za lekarzem - Marc? - nie wiem czemu wypowiedziałam to imię, ale od kilku godzin prześladowało mnie w myślach, ci na tę imię spuścili głowy - Mogą panowie wyjść na chwilę, przewieziemy Anne na badania - oznajmił lekarz.
***

Po meczu miałem zapchaną skrzynkę i kilkanaście połączeń nieodebranych, to Eric i Cristian. Byłem zły, bo mecz nie poszedł mi tak jak się spodziewałem, cały czas w głowię miałem to, że Anna się obudziła.
- Jedziesz do niej? - spojrzał na mnie Alba
- Nie - odpowiedziałem twardo - Po turnieju ją odwiedzę - oznajmiłem
- Tello do mnie dzwonił, że masz jak najszybciej przyjeżdżać pytała o ciebie - powiedział Gerard
- Tak wiem, że pytała lekarz to samo mi powiedział - odpowiedziałem podirytowany
- Chociaż ze względu na wasze dawne uczucie powinieneś tam być - spojrzał na mnie Jordi
- A może ty pojedź zawsze czułeś do niej mięte - wbiłem w niego wzrok, a ten spuścił głowę
- Ona wybrała ciebie, kochała tylko ciebie, odpuściłem sobie widząc jaka jest z tobą szczęśliwa, wiesz dobrze, że życzyłem wam jak najlepiej - skwitował z wyrzutem
- Teraz masz wolną rękę, jest cała twoja - oznajmiłem
- Obyś tych słów nie pożałował - wstał i zaczął pakować swoje rzeczy
- Gdzie jedziesz? - spojrzał się na niego Gerard
- Spotkać się z Anna - skwitował i wyszedł z szatni trzaskając drzwiami
- Jesteś idiotą - pokręcił z niedowierzaniem głową Gerard
- Ja? - zdziwiłem się
- Tak ty, wiesz dobrze, że Anna kocha tylko ciebie, ale jeśli to Alba będzie jej pomagać wrócić do rzeczywistości może się to zmienić - oznajmił
- I dobrze, niech układają sobie życie, będę miał spokój - rozsiadłem się
- Zobaczymy - wyszeptał i jako kolejny wyszedł z szatni trzaskając drzwiami

***

Po tygodniu wylegiwania się w szpitalnym łóżku nadszedł czas, abym wstała, nikt nie powiedział mi ile spałam i kim jest do cholery Marc, który zajmuje moje myśli, co noc śnią mi się koszmary, wołam jego imię, a potem orientuje się, że nadal jestem w szpitalu, do dwóch mężczyzn sprzed tygodnia dołączył trzeci, czy ja miałam takie branie?
- Witaj Anna, pamiętasz mnie? - usiadł koło mnie pan nr.3
- Szczerze to nie - odpowiedziałam trochę skołowana - Marc? - kolejny, który spuszcza głowę na dźwięk tego imienia - A jak się nazywasz? - spojrzałam na niego, a ten wbił we mnie swoje smutne oczy
- Jordi - szepnął
- Ładnie - uśmiechnęłam się - To znam już trzech Erica, Cristiana i Jordiego - oznajmiłam - A może powiesz mi kim jest/był Marc? - spytałam
- Nie wiem czy jestem dobrą osobą... - zawahał się - Może on sam ci to powie - oznajmił
- A jest tutaj? - poruszyłam się
- Nie - skrzywił się
- A kiedy będzie?
- Za miesiąc - odpowiedział
- Dopiero - załamałam się - i cały miesiąc będę żyła w niepewności kim on jest, a może chociaż mi powiesz czy on jest moim przyjacielem czy wrogiem? - złapałam go za rękę i spojrzałam w oczy, chyba się speszył, bo znowu spuścił głowę, co tu się do cholery dzieje?
- Anna nie, nie mogę, nie chcę, i nie umiem - wstał
- Dużo tych nie - skwitowałam
- Przepraszam - usiadł ponownie
- Przejdziemy się? - spojrzałam na niego
- Dobrze - wypuścił powietrze, pomógł mi wsiąść na wózek i zawiózł do ogrodu
- A ty kim dla mnie jesteś? - zapytałam kiedy byliśmy w ogrodzie
- Przyjacielem - odpowiedział, ale błądził gdzieś wzrokiem
- Tylko? - dotknęłam jego policzka, aby na mnie spojrzał
- Hola Anna! - wydarł się Cristian z Erickiem, ten drugi zmierzył mnie wzrokiem, bo nadal trzymałam rękę na policzku Jordiego
- Hej - uśmiechnęłam się
- Przynieśliśmy ci żarcie, bo tutaj dostajesz takie papki - oznajmił Cristian
- Dzięki - cmoknęłam go w policzek
- Pamięć wróciła? - spytał Eric siadając na ławce
- Nie - skrzywiłam się
- Spokojnie lekarz mówił, że to minie
- Może powróci jeśli dowiem się kim jest Marc, co noc go wołam, ale nie mogę dostrzec jego twarzy - skwitowałam i wbiłam w nich wzrok
- Przepraszam na chwilę - oznajmił Eric wyciągając telefon i odchodząc na bok, po chwili przyszedł wyciągając w moją stronę telefon - Ktoś chce z tobą rozmawiać - wręczył mi aparat
- Halo? - odezwałam się
- Hej, jak się czujesz? - spytał głos, któremu z każdym słowem łamał się głos, nie wiem dlaczego ale łzy popłynęły mi po policzkach
- Dobrze, rozpoczęłam rehabilitacje, powoli wstaje na nogi, ostatnio nawet chodziłam po szpitalnym korytarzu - oznajmiłam
- Płaczesz? - spytał
- Nieee - przeciągałam, a po drugiej stronie usłyszałam cichy śmiech, który przyprawił mnie o szybsze bicie serca - Mogę cię o coś spytać?
- Pewnie - odpowiedział
- Jak się nazywasz? - spytałam, a po drugiej stronie zapadła cisza - Wiesz trochę głupio się czuje pytając cię o to, ale jak pewnie wiesz mam lekkie problemy z pamięcią - skwitowałam skołowana, nadal cisza - No powiedź coś - szepnęłam, usłyszałam jak wypuszcza powietrze
- Jestem Marc - oznajmił, telefon wypadł mi z ręki, a ja sama osunęłam się na wózku, Anna chwilowo znów w ciemnościach.

***

Jeszcze długo trzymałem telefon przy uchu, chcą wiedzieć co się stało z Anną, słyszałem Erica jak woła lekarza, słyszałem też Albe i Tello. Słysząc jej głos po tych dwóch latach wszystko pękło we mnie, sam sobie zaprzeczałem mówiąc, że dla niej już nie ma miejsca w moim życiu, ona zapisała się w nim na dobre.
- Ty płaczesz? - przerwała moje rozmyślania Vera i stanęła naprzeciwko mnie, nie niech ona teraz do mnie nie mówi, nie po Annie, bo zacznę ją porównywać do niej, a nigdy tego nie robiłem, do teraz. - Co się stało? - pogłaskała mój policzek i odłożyła telefon od mojego ucha - Coś nie tak z Ericiem?
- Nie... ja... ja - jąkałem się - Ja po prostu muszę tam pojechać, wybacz - skierowałem się do sypialni i zacząłem pakować
- Pojadę z tobą - pojawiła się w drzwiach Vera
- Nie, muszę pobyć sam - plątałem się
- Sam? Marc czy ze mną zrywasz? - spojrzała się na mnie
- Oczywiście, że nie kochanie - podszedłem do niej - Po prostu muszę coś załatwić, wrócę jak najszybciej - zadeklarowałem się i wybiegłem z mieszkania z małą torbą, to kierunek Barcelona, kierunek Anna...
___________________________________________________________________________
Mam nadzieje, że nie skopałam za bardzo. Kolejny będzie w czwartek, chociaż takie mam plany. Pozdrawiam i dziękuje za komentarze :*

niedziela, 16 lutego 2014

3

- Wszystko gra? - zapytał Eric
- To już rok - wyszeptałem
- Byłeś już u lekarza? - spojrzał na mnie
- Po co, żeby znowu mi powiedział, że jej stan się nie zmienił - podniosłem głos
- Uspokój się - podszedł ostrożnie do mnie
- Samo patrzenie na nią sprawia mi ból, ta cisza doprowadza mnie do szaleństwa! - wykrzyczałem
- Może odpuść sobie codzienne wizyty - położył dłoń na moim ramieniu - Dla własnego dobra
- A Anna by sobie odpuściła gdybym to ja tam leżał? - zapytałem
- Nie - szepnął
- To dlaczego do cholery mi każesz to robić?!
- Zesłali cię do Barcelony B, wiem, że chcą cię wypożyczyć do Valencii, proszę cię odetnij się od tamtego wydarzenia i żyj, a nie udawaj przed wszystkim, że wszystko jest dobrze, i tak nikt ci nie wierzy - wykrzyczał Eric
- Mam ją zostawić? - spojrzałem na niego z niedowierzaniem
- Niszczeniem sobie życia jej nie pomożesz - oznajmił

- Podjąłeś decyzje? - zapytał trener
- Tak, zgadzam się na wypożyczenie - oznajmiłem
- Zobaczysz te pół roku szybko zjedzie i mam nadzieje, że wrócisz do nas odmieniony - uśmiechnął się pokrzepiająco
- Też mam taka nadzieje - wymusiłem uśmiech - Do zobaczenia
- Do zobaczenia, Marc i powodzenia - pożegnał się ze mną i wrócił do swoich zajęć
- I jak? - spytał Tello
- Wyjeżdżam - oznajmiłem
- A... - nie dokończył
- Mam nadzieje, że ją będziecie odwiedzać i pisać mi co z nią - spojrzałem na nich niepewnie
- Oczywiście, że będziemy ją odwiedzać - zastrzegł Sergio
- Dziękuje - uśmiechnąłem się blado
- E patrzcie Marc się uśmiechnął pierwszy raz od roku! - wskazał na mnie Sergi
- Wielkie dzięki - zabijałem go wzrokiem
- No co to nie spotykane u niego odkąd... - widząc karcące spojrzenia kolegów uciszył się
Wpadłem po drodze do Anny...
- Wyjeżdżam - oznajmiłem jej - Jeśli wydasz jakiś dźwięk, albo chociaż poruszysz palcem, zostaje - spojrzałem na nią. czekałem i czekałem, ale jak zwykle nie doczekałem się niczego, zasnąłem przy jej łóżku, rano obudziłem się cały połamany - Tak nie miało wyglądać nasze wspólne spanie - uśmiechnąłem się lekko - Kiedy się obudzisz, będę tu obiecuje - wstałem i pocałowałem ją w usta - Do widzenia Anno - wyszedłem z sali, w domu pakowałem ubrania, pełen wątpliwości czy aby na pewno pojechać do Valencii, ale kiedy wsiadłem do samolotu nie było odwrotu. Wziąłem swoją walizkę i pojechałem na stadion Valencii, znałem do niego drogę, włodarze serdecznie mnie przywitali, od tego dnia postanowiłem skupić się tylko na treningach, po miesiącu pobytu w Valencii spotkałem gimnastyczkę Vere Hernandez, to ona została moją przewodniczką po świecie bez Anny. Z każdym miesiącem odsuwała mnie od niej, zajmowała czymś innym moje myśli, po pół roku powinienem wracać do Barcelony, ale poprosiłem o kolejne pół roku w Valencii, wszystko zaczęło się układać, dostałem powołanie na mistrzostwa europy, zdecydowaliśmy się z Verą mieszkać razem, kumple z Barcy widząc moją przemianę przestali wspominać o Annie.


- Ver możemy pogadać? - spojrzałem na nią
- Pewnie - uśmiechnęła się
- Wiesz... znamy się już trochę i chciałbym się spytać czy ty... czy my... Czy my możemy stać się kimś więcej niż przyjaciółmi? - zerknąłem na nią speszony. Tak to właśnie w tym momencie przełamałem się i wpuściłem do mojego serca kogoś kto nie był Anna, nie łudziłem się, że będzie to tak wielkie uczucie jak z Anną, ale po dwóch latach potrzebowałem czyjegoś uczucia.
- Szczerze Marc? - spojrzała na mnie - Czekałam aż o to zapytasz - uśmiechnęła się i pocałowała mnie, to było takie... puste, czy każda czułość już będzie taka?

- Że co?!- spojrzał na mnie Eric kiedy przyjechałem do Barcelony spakować się do ME i oznajmiłem mu, że jestem z Verą
- Oj no może jakieś cieszę się, albo chociaż gratuluje - spojrzałem na niego
- A co jeśli... - już ja dobrze wiem o co mu chodzi
- Nie ma takiej opcji, już za późno jestem szczęśliwy, wróciłem do formy, mam piękną dziewczynę, z którą po mistrzostwach tutaj się przeprowadzę, może wtedy się jej oświadczę. W moim życiu nie ma już miejsca dla niej - oznajmiłem stanowczo
- Wypowiedź jej imię, no dalej - odparł Eric
- Po co? - spytałem
- Ona, niej powiedź Anna, a dam ci spokój
- Nie mam potrzeby wypowiadania jej imienia
- Co ona z tobą zrobiła? - przyjrzał mi się Eric
- Która?
- Vera, jesteś taki pusty w środku, nie ma dla Anny miejsca, serio?
- A co miałem do końca życia czekać na nią? Użalać się nad sobą? Vera sprowadziła mnie na ziemię, że nie ma na co czekać ja żyje, nie śpię, nie mogę tracić życia, tego kwiata to pół świata, ona mi pomogła jak nikt z was - skwitowałem
- Rozumiem - odpowiedział przygaszony - Jestem zmęczony, możesz już iść - otworzył mi drzwi
- Nie rób sobie jaj bracie - zbliżyłem się do niego - Coś ty taki uczuciowy?
- Dawny Marc powiedziałby, że chociaż "kocha" inną, będzie wspierać Anne chociażby jako przyjaciółkę
- Ma rodziców, ja jej jestem zbędny - wzruszyłem ramionami
- Doskonale wiesz jaki ma z nimi kontakt, a może już nie pamiętasz?
- Po co my o niej gadamy, ona śpi jak spała, wiesz prześpię się chyba w hotelu, nara
- Powodzenia na mistrzostwach
- Nie przyjedziesz? - spojrzałem na niego zdziwiony
- Zastanowię się, czy jestem ci tam potrzebny - po tych słowach zatrzasnął drzwi
- I tak wiem, że mnie nie zostawisz, jesteśmy przecież braćmi - wykrzyczałem i udałem się do hotelu. Tydzień później byłem w drodze do Francji, jeszcze nigdy nie mogłem odegrać tak ważnej roli jak na tych mistrzostwach.

______________________________________________________________________________
Chyba każdy wie o czym będzie kolejny rozdział, który pojawi się najprawdopodobniej w czwartek, przyda się jeszcze trochę cierpliwości, co do spotkania Anna - Marc. Pozdrawiam :*

czwartek, 13 lutego 2014

2



Ciemność, tylko tyle pamiętam z wypadku. Ja wyszedłem bez szwanku, A Anna... jeszcze nie wiem co z nią, nikt mi nic nie mówi, lekarze proszą o cierpliwość. Trzymam telefon w ręce i od paru minut patrze na numer rodziców Anny, nie cierpią mnie, i odwrócili się od Anny kiedy zaczęła się ze mną spotykać, ale uznałem, że powinni tu być.
- Dobry wieczór - przywitałem się kiedy tylko ich zobaczyłem w drzwiach szpitala. Mama Anny wzięła mnie za bluzę i przycisnęła do ściany.
- To wszystko twoja wina! Mówiłam jej, że prędzej czy później to się skończy nieszczęściem! - darła się wniebogłosy, uciszył ją lekarz, który wreszcie przyszedł z wiadomościami
- Co dolega mojej córce?! - zapytał tata Anny
- Anna właśnie odzyskała przytomność, niestety obawiam się, że to tylko chwilowe, istnieje duże ryzyko, że zapadnie w śpiączkę, straciła dużo krwi, cały czas zbieramy jej grupę krwi z innych szpitali. Zaraz przewieziemy ją na szczegółowe badania, tym czasem Anna chciałaby się z panem zobaczyć - lekarz wskazał na mnie
- A my?! - oburzyła się mama Anny, kiedy podążałem za lekarzem
- Proszę jej tylko nie denerwować - powiedział lekarz
- Oczywiście - odparłem i przekroczyłem próg sali, Anna leżała cała w siniakach, z paroma ranami na twarzy, wszędzie gdzie to możliwe zabandażowana, kiedy mnie zobaczyła uśmiechnęła się nieznacznie.
- Hej - wyszeptała
- Jak się czujesz? - przytuliłem twarz do jej ręki
- Wszystko mnie boli, sto razy gorzej niż wtedy kiedy zderzyłam się z ścianą - oznajmiła z uśmiechem
- Przepraszam - spuściłem głowę, a łzy pociekły mi po policzkach
- Kochanie, to nie twoja wina - chciała zetrzeć mi łzy, ale jej ręka odmówiła posłuszeństwa, wypuściła głośno powietrze - Wiem, że ze mną jest źle, podsłuchałam rozmowę lekarzy - oznajmiła, chciałem jej przerwać, ale mnie uciszyła - Teraz ja mówię, to ja wpadłam na głupkowaty pomysł odpięcia pasów, przed czasem, to kierowca drugiego auta był pijany, więc proszę cię nie obwiniaj się - spojrzała na mnie, a głos jej się łamał
- Wyjdziesz z tego, zobaczysz - pogłaskałem delikatnie jej policzek
- Kocham cię - powiedziała
- Ja ciebie też - uśmiechnąłem się
- Tyle tylko chciałam od ciebie usłyszeć - uśmiechnęła się, a potem zamknęła oczy, aparatura zaczęła wydawać głośne dźwięki, zlecieli się lekarze, a mnie wyniesiono siłą z sali.

Zasnęła... zawsze była śpiochem, ale nigdy nie przespała całego tygodnia. Siedziałem z nią cały czas, czasami przychodził mój brat i zaciągał mnie do domu, abym się chwile przespał i coś zjadł, rodzice Anny też cały czas siedzą w szpitalu.
- Witam moja śpiąca królewno - uśmiechnąłem się lekko i usiadłem obok łóżka Anny, jak zwykle odpowiedziała mi cisza. - Dzisiaj pierwszy raz od wypadku byłem na treningu, świry zapowiedziały się z wizytą u ciebie, może na ich głupotę jakoś zareagujesz - opowiadałem - Trudno mi wracać do domu, gdy ty na mnie nie czekasz, obiecuje, że jak się obudzisz będę jeść wszystko co ugotowałaś, tylko proszę cię obudź się - pogłaskałem jej policzek, jeszcze długo tam siedziałem i opowiadałem jakie puste jest życie bez niej, tak bardzo chciałem, aby otworzyła oczy, lecz nic takiego się nie stało.

- To dla ciebie - podał mi kopertę trener
- Powołanie? - spojrzałem na kartkę zaskoczony
- Trener reprezentacji ma nadzieje, że zobaczy starego Bartre, my też - poklepał mnie po ramieniu.
Zaraz po treningu, pojechałem do Anny
- Za miesiąc wyjeżdżam na zgrupowanie - oznajmiłem - Mam nadzieje, że pojedziesz na nie ze mną - spojrzałem na nią - Przecież lubisz piłkę nożną, uwielbiasz chodzić na mecze, dlaczego śpisz? Anna proszę cię obudź się, bo prześpisz całe życie - łzy pociekły mi po policzkach - Powiedź tak jak zawsze w przerwie podczas meczu, że wierzysz we mnie, że jestem silniejszy niż mi się wydaje, błagam cię... - głos mi się łamał
- Marc, wracajmy do domu - wszedł na sale mój brat
- Nie dopóki mi nie odpowie - oznajmiłem i spojrzałem na Anne
- Ona tego nie zrobi, jeszcze nie teraz - podszedł do mnie Eric
- A kiedy? - spojrzałem na niego
- Kiedyś na pewno - odpowiedział skołowany
- Dlaczego nie teraz, tak bardzo jej potrzebuje - rozkleiłem się na dobre, Eric objął mnie
- Wiem bracie, wiem - mówił to ściszonym głosem, jakby bojąc się, że zaraz sam się rozklei - Wracajmy do domu Marc - pociągnął mnie do wyjścia - Do zobaczenia Anna

Miesiąc później rozpoczęło się zgrupowanie, codziennie kontaktowałem się z lekarzem, i codziennie słyszałem to samo, jej stan się nie zmienił, przed meczem też zadzwoniłem
- Marc, jeśli da jakiśkolwiek znak, zadzwonię do ciebie, na razie jest tak samo jak było przed twoim wyjazdem - oznajmił lekarz
- Dobrze, dziękuje - odpowiedziałem przygaszony, po każdej takie rozmowie moja nadzieja, że kiedyś jeszcze się obudzi malała
- Mecz się zaraz rozpocznie, wychodź z szatni - pojawił się w drzwiach Alba
- Idę - oznajmiłem i próbowałem na czas meczu nie myśleć o Annie, udawało mi się to do czasu kiedy kolejna akcja nam się nie udała, a sędzia zakończył pierwszą połowę, zawsze czekała przed szatnią Anna mówiąc, że wierzy we mnie, że wszytko się uda, jest przecież jeszcze drugie 45 min, niestety teraz jej tutaj nie było, schodziłem z boiska płacząc jak dziecko... i tak minął pierwszy rok.

niedziela, 9 lutego 2014

1


Przenieśmy się w przeszłość...
Był upalny dzień czerwca 2014 roku...

- Dzisiaj wielki dzień brachu - wyszczerzył się Alba
- Jesteś zdecydowany? - zapytał Fabregas
- Jak nigdy - uśmiechnąłem się
- To do dzieła! - poklepał mnie po ramieniu Tello
Tak to ten dzień dzisiaj poproszę o rękę moją ukochaną Anne. Wybiegłem z ośrodka treningowego i popędziłem do domu, aby się przygotować, wszystko musi być idealnie, ona jest tego warta.
Cały nabuzowany wyjechałem po nią, jak zwykle wyglądała nieziemsko.
- Witaj kochanie - obdarowałem ją namiętnym pocałunkiem
- Hej przystojniaku - uśmiechnęła się i rozczochrała mi fryzurę
- Ej układałem ją przez godzinę - oznajmiłem i zacząłem się poprawiać
- Widziałam cię już po wstaniu z łóżka nie uciekłam, teraz też tego nie zrobię - pocałowała mnie w policzek
- Oh dziękuje moja pani - roześmiałem się i otworzyłem jej drzwi do samochodu
- Dlaczego zawsze otwierasz mi drzwi od miejsca pasażera - spojrzała na mnie - Może chciałabym kiedyś poprowadzić - skwitowała
- Serio chcesz? - spojrzałem na nią
- A co nie dasz mi swojego dzidziusia - wystawiła mi język
- Nie dla dobra wszystkich - zaśmiałem się, a ona udawała, że się obraziła, robiła to tak słodko, że uśmiech mi się poszerzał
- Zapamiętam to sobie - zagroziła
- Mam nadzieje, że cały dzisiejszy dzień zapamiętasz - uśmiechnąłem się i po raz kolejny ją pocałowałem
- A co zatańczysz dla mnie nago na plaży? - wyszczerzyła się
- Jeszcze lepiej - oznajmiłem i odpaliłem silnik
- W żadne trójkąty się nie bawię - zastrzegła
- Spokojnie będziesz tylko ty i ja - zerknąłem na nią
Gdy dojechaliśmy na plaże Anna nie mogła się nadziwić ile trudu włożyłem w tą kolacje, jeszcze przed jedzeniem wpadła na szalony pomysł.
- O jak romantycznie, brakuje jeszcze żebyśmy biegli do siebie tak jak zawsze w filmach - wyszczerzyła się
- Że jak? - spojrzałem na nią
- No patrz - zaprowadziła mnie na brzeg - Ty stój tutaj - ustawiła mnie - A ja - pobiegła parę metrów dalej i stanęła naprzeciwko mnie - Tu
- I co teraz? - udawałem głupa
- Wpadnę ci w ramiona - zaśmiała się i zaczęła biec, oczywiście musiałem się z nią podroczyć i ominąć ją.
- Ja się już z tobą nie bawię - skrzyżowała ręce na piersiach
- Dlaczego kochanie? - objąłem ją - Ja tylko bałem się, że mnie zdusisz tym swoim ciałkiem - zaśmiałem się, a ta mnie uderzyła w bok i zaczęła gonić, parę razy zaliczając glebę w piasku, na co wybuchałem głośnym śmiechem.
- Gdy tylko cię dorwę to cię utopię, nie żartuje! - odgrażała się biegnąc w moją stronę.
- Chodź tu ty mały agresorze - uniosłem ją w górę i znów zobaczyłem ten przepiękny uśmiech dla którego straciłem głowę.
- I tak cię utopię - spoważniała po chwili
- Spróbuj - odstawiłem ją na ziemie
- Wszystko ma swój czas - uśmiechnęła się podstępnie - Idę...- rozejrzała się na chwilę -... w krzaki, za potrzebą, zaczekaj - pobiegła w stronę zarośli.
- Może ci pomóc? - zaśmiałem się
- Nie, poradzę sobie idź lepiej przygotuj jedzenie - rozkazała, a więc usiadłem na kocu i zacząłem wystawiać jedzenie, nagle na mojej głowię wylądowało wiaderko z wodą. - Mówiłam, że cię utopie - roześmiała się usiadła na przeciwko mnie - Mmm owoce morza - wychwalała
- Tak mandarynki są bardzo z morza, zresztą kiwi też - spojrzałem na nią
- Już morza, bo pływają w wodzie, która była w wiaderku - oznajmiła
Zajadaliśmy, więc smakołykami, otworzyłem wino na odwagę, cały czas ściskałem w kieszeni pudełko z pierścionkiem, jednak nie mogłem znaleźć tej idealnej chwili, aby go wyciągnąć. Anna wtuliła się we mnie i w tym momencie poczułem, że to właśnie ta chwila. Gdy zobaczyła pudełko spojrzała na mnie zaskoczona.
- Moja kochana wariatko, nowoczesne wcielenie Afrodyty, posiadaczko najpiękniejszego uśmiechu na Ziemi - w tym momencie się uśmiechnęła - O właśnie takiego - wskazałem - Czy wyjdziesz za mnie? - spojrzałem jej w oczy.
- Skrzywdzę nasze dzieci kiedy dostaną i moją i twoją głupotę, no ale może będą mądre po dziadkach - filozofowała - Ale co mi tam, wybaczą mi będę ich sexi mamuśką - nie przestawała gadać - Zgadzam się - wyszczerzyła się i pocałowała mnie.
Spędziliśmy cudowną noc na plaży.
- Wiesz... - zacząłem, ale ona nie pozwoliła mi dokończyć
- Ja ciebie też - uśmiechnęła się i wspięła się na ramionach, aby mnie pocałować
- Mogłoby być tak zawsze - przytuliłem ją
- Spanie na piasku ci się podoba? - zaśmiała się
- A czemu by nie, może rozbijmy się na bezludnej wyspie - wyszczerzyłem się
- Stanowcze nie, zdecydowanie wole moje łóżko - pocałowała mnie w policzek
- A moje? - spojrzałem na nią
- Twoje też daje rade - wystawiła mi język
- Sama je wybrałaś! - oznajmiłem
- Esh, byłam młoda i głupia. Teraz kupimy sobie wodne, albo najlepiej z 7 łóżek - podsunęła
- Po co ci aż 7? - przeraziłem się
- Jak to na każdy dzień inne - popatrzyła na mnie
- Podoba mi się ten pomysł - uśmiechnąłem się cwaniacko
- Marc - zbliżyła swoją twarz do mojej
- Tak? - zamknąłem oczy
- Jedźmy do domu, mam wszędzie piasek - skwitowała z uśmiechem
- Dobrze królewno - posprzątaliśmy wszystko i wsiedliśmy do samochodu
Powoli robiło się jasno, na drodze była znikoma ilość samochodów. Włączyliśmy sobie muzykę i uśmiechnięci wracaliśmy do domu. Anna odpięła swoje pasy, spojrzałem na nią zaskoczony.
- Patrz na drogę, zaraz będziemy w domu - roześmiała się, gdy odwróciłem głowę na ulice, było już za późno...

______________________________________________________________________________
Trochę przeszłości, myślę, że was nią nie zanudzę...

czwartek, 6 lutego 2014

Prolog

"Bardziej od pieniędzy, potrzebujesz miłości.
Miłość to siła nabywcza szczęścia."

Bosmans Phil


Jak dużo może zmienić jedno zdanie? Jedna wiadomość. Każdy pomyśli, iż zależy od jej treści, długości, ta wiadomość nie była długa, składała się z czterech prostych słów.
,, Panie Bartra obudziła się”
Po tych słowach lekarz zrobił długą pauzę, jakby oczekując jakiejśkolwiek reakcji z mojej strony, kiedy się nie doczekał dodał
- Ona chce się z panem zobaczyć, wiem ze to szok, sami byliśmy oszołomieni, ze nasza śpiąca królewna się wybudza, widocznie jej wola życia była silniejsza
- Jak ona się czuje? - spytałem kiedy mój niemały szok przeszedł
- Fizycznie dojdzie do siebie, ale nie wiem co z jej psychiką, potrzebuje wsparcia...
- Rozumiem, teraz mam jednak turniej, nie mogę go porzucić, wpadnę do niej za miesiąc - oznajmiłem
- Szczerze mówiąc nie wiem czy będzie tutaj aż tyle - oznajmił
- Zajmę się tym, aby miała gdzie mieszkać, spokojnie. Będziemy w kontakcie - powiedziałem i się rozłączyłem.

Siedziałem w szatni nie mogąc się ruszyć, ona naprawdę się obudziła, właśnie teraz?
- Skubana zawsze miała dobre wyczucie czasu - zaśmiałem się pod nosem
- Coś nie tak? - usiadł obok mnie Gerard
- Anna się raczyła obudzić - wydukałem
- To świetna wiadomość brachu! Dlaczego tak siedzisz jedź do niej! - szczerzył się i wydzierał
- Nie rozumiesz, ze nie mogę - oznajmiłem, a ten spojrzał na mnie jak na idiotę
- Jak to? - zmrużył brwi
- Jest początek najważniejszego turnieju w moim życiu, a ja mam tak sobie opuścić go, bo śpiąca królewna raczyła się obudzić. Ona doborze wiedziała, że wreszcie o niej zapomniałem, układam sobie życie, musiała się teraz pojawić, musiała - kopnąłem w ławkę