Rozpętała się okropna burza, przerwali mecz w połowie, gdy się przebrałem zaczerpnąłem kilka głębszych wdechów i zdecydowałem się porozmawiać z Verą, z każdą minutą jej wyraz twarzy się zmieniał. Jak ciężko było patrzeć na jej łzy, jednak nie mogę jej okłamywać, nadal kocham Anne. W ciszy odwiozłem ją do domu i skierowałem się pod dom Anny, nie zastałem jej tam, a jedyne miejsce, gdzie mogła się udać to dom Erica, droga nie była długa, ale mi wydawała się wiecznością, muszę wreszcie powiedzieć jej jak bardzo ją kocham, wcześniej targały mną wątpliwości, ale gdy podczas meczu ogarnął mnie niepokój zrozumiałem, że nie mogę tracić czasu i muszę wyznać jej, co czuje.
- Hej Eric - wpadłem z uśmiechem do brata i rozglądałem się po pokojach
- Cześć - odpowiedział przygaszony
- Co się stało? - spojrzałem na niego
- Ona odeszła - spojrzał na moją reakcje
- Ale kto?
- Anna, przyszła tutaj kazała ci przekazać kluczę i podziękować, potem wparowała do taxi i tyle ją widziałem - mówił przejęty
- Nie zatrzymałeś jej?! - ryknąłem i złapałem za bluzę brata, ale zaraz się opanowałem - Przepraszam - odszedłem od niego kilka kroków
- Pewnie, że próbowałem, ale wiesz dobrze jaka jest uparta - skwitował
- Nie mówiła gdzie jedzie? - spytałem zrozpaczony
- Nie, ale obiecała przysłać wiadomość kiedy dojedzie - oznajmił, usiedliśmy w ciszy i czekaliśmy na jakiś znak od Anny, cały czas próbowałem się dodzwonić do niej, ale rozłączała mnie, idiota ze mnie, straciłem mój największy skarb na własne życzenie.
- Cześć - odpowiedział przygaszony
- Co się stało? - spojrzałem na niego
- Ona odeszła - spojrzał na moją reakcje
- Ale kto?
- Anna, przyszła tutaj kazała ci przekazać kluczę i podziękować, potem wparowała do taxi i tyle ją widziałem - mówił przejęty
- Nie zatrzymałeś jej?! - ryknąłem i złapałem za bluzę brata, ale zaraz się opanowałem - Przepraszam - odszedłem od niego kilka kroków
- Pewnie, że próbowałem, ale wiesz dobrze jaka jest uparta - skwitował
- Nie mówiła gdzie jedzie? - spytałem zrozpaczony
- Nie, ale obiecała przysłać wiadomość kiedy dojedzie - oznajmił, usiedliśmy w ciszy i czekaliśmy na jakiś znak od Anny, cały czas próbowałem się dodzwonić do niej, ale rozłączała mnie, idiota ze mnie, straciłem mój największy skarb na własne życzenie.
~`*~`
Dojechałam właśnie pod hotel moich rodziców, modliłam się, aby byli na jakieś kolacji i nie widzieli mnie w takim stanie. W drodze zadzwoniłam do Davida, razem z nim jutro rano wylatuje do Manchesteru, może tam
uda mi się zapomnieć o Marcu. Przywitałam się z recepcjonistką i odebrałam klucz od mojego dawnego pokoju, nic się nie zmienił, usiadłam na parapecie i dałam upust moim emocją.
- "Dojechałam" - wysłałam krótkiego sms Ericowi, zaraz mój telefon się rozdzwonił, na całe szczęście to David
- Płaczesz? - zapytał kiedy odebrałam
- Nie - zaprzeczyłam
- Kłamiesz - skwitował - Przyjadę jutro po ciebie do Mataró
- Dobrze - ledwo zbierałam się na normalny ton
- Na pewno chcesz wyjechać? - zapytał
- Do jutra - rozłączyłam się i znów łzy spływały mi po policzkach
Podnoszę głowę i widzę ją, właśnie przechodzi przez kontrolę, biegnę, co sił w nogach wykrzykując jej imię.
- Tylko z biletem - zatrzymuje mnie ochroniarz
- Anna! Anna! - nie zważam na niego i wypatruje jej, odwraca się i patrzy mi prosto w oczy, aż przeszedł mnie nie przyjemny dreszcz kiedy zauważam ogromny ból w jej oczach, widzę jak zbierają się jej łzy, robi krok w moją stronę, a potem tak po prostu się odwraca i ginie w tłumie, zrezygnowany osuwam się na najbliższą ścianę i chowam twarz w dłonie, nie wiem ile tam siedziałem, ale słyszałem jak wzywają lot Anny na pokład, stanąłem przy szybie i wpatrywałem się jak samolot wzbija się w powierzę, nie kryje przy tym łez.
- Kocham cię, Anna! - wydzieram się na całe lotnisko po raz ostatni i kieruje się do wyjścia, obcy ludzie patrzą na mnie ze współczuciem, cały we łzach opuszczam lotnisko
- Ja też ciebie kocham - słyszę za sobą, odwracam się i widzę Annę, bez zastanowienia przyciągam ją do siebie i namiętnie całuje, tak zachłannie jak nigdy, potem obejmuje jej twarz i patrze w jej oczy, nadal ma w nich łzy, ale teraz się uśmiecha.
- Teraz wszystko naprawie, obiecuje, wybacz mi - całuje ją lekko w usta
- Wiem, wierzę ci - ociera mi łzy z policzków
Zabrałem Annę na tę samą plaże, co kiedyś ustawiłem naprzeciwko mnie i odmierzyłem kilka kroków.
- To zacznijmy od tego - uśmiechnąłem się i skierowałem się w jej stronę, na koniec łapiąc ją mocno w ramiona.
The end
________________________________________________________________
A więc żegnam się z tym blogiem. Dziękuje wszystkim, którzy tak licznie wchodzili na ten blog, czytali go i komentowali, to naprawdę dawało kopa. Uwielbiam każdego z was.
Mam nadzieje, że spotkamy się na innych moich blogach:
http://nada-es-para-siempre-amor.blogspot.com/ (nowy rozdział już jutro)
&
http://la-gante-esta-loca.blogspot.com/ (prolog pojawi się w weekend)
Do napisania, jeszcze raz DZIĘKI, wasza A.E.
uda mi się zapomnieć o Marcu. Przywitałam się z recepcjonistką i odebrałam klucz od mojego dawnego pokoju, nic się nie zmienił, usiadłam na parapecie i dałam upust moim emocją.
- "Dojechałam" - wysłałam krótkiego sms Ericowi, zaraz mój telefon się rozdzwonił, na całe szczęście to David
- Płaczesz? - zapytał kiedy odebrałam
- Nie - zaprzeczyłam
- Kłamiesz - skwitował - Przyjadę jutro po ciebie do Mataró
- Dobrze - ledwo zbierałam się na normalny ton
- Na pewno chcesz wyjechać? - zapytał
- Do jutra - rozłączyłam się i znów łzy spływały mi po policzkach
~`*~`
Było po 23 kiedy Anna przysłała sms Ericowi, jechała jakieś półgodziny, a więc jest u rodziców.
- Jadę do niej - chwyciłem za kluczyki i skierowałem się do wyjścia
- Zaczekaj nie możesz sam jechać - ubierał buty Eric
- Sam muszę to załatwić, do zobaczenia - zbiegłem po schodach i już odpalałem samochód, pędziłem jak oszalały łamiąc sporo zakazów, na moje nieszczęście zatrzymała mnie policja, zabrała mój jakże cenny czas, kolejną przeszkodę spotkałem na płatnych odcinkach w drodze do Mataró, myślałem, że mnie szlag trafi kiedy awaria wystąpiła akurat wtedy kiedy miałem przejeżdżać przez nie. Musiałem się cofać, wzrastał we mnie niepokój, że Anna mogła wyjechać gdzieś dalej, gdzieś gdzie jej nie znajdę. Dopiero o 1 w nocy dojechałem pod hotel rodziców Anny. Chwyciłem za uchwyt i spotkałem opór, drzwi od hotelu były zamknięte, chcąc nie chcąc musiałem poczekać aż je otworzą, czekałem tak długo aż sen mnie nie dopadł.
Obudziłem się cały połamany, spojrzałem w stronę hotelu drzwi były otwarte na oścież, a zegarek wskazywał 9 rano, oby nie było za późno.
- Dzień dobry, szukam Anny Kowalsky - popatrzyłem zniecierpliwiony na recepcjonistkę
- To ty jesteś Marc - przymrużyła oczy
- Tak, wie pani gdzie jest? - spojrzałem na nią błagalnie
- Wyjechała jakieś półgodziny temu - odpowiedziała
- Ale jak to, gdzie?
- Z jakimś wysokim blondynkiem, mówili coś o lotnisku - oznajmiła
- Dziękuje - wybiegłem z hotelu, cholerne półgodziny, jakbym obudził się wcześniej już bym ją złapał, a tak znów będę musiał złamać kilka przepisów, aby ją dogonić, nie dam jej odejść za bardzo ją kocham.
- Jadę do niej - chwyciłem za kluczyki i skierowałem się do wyjścia
- Zaczekaj nie możesz sam jechać - ubierał buty Eric
- Sam muszę to załatwić, do zobaczenia - zbiegłem po schodach i już odpalałem samochód, pędziłem jak oszalały łamiąc sporo zakazów, na moje nieszczęście zatrzymała mnie policja, zabrała mój jakże cenny czas, kolejną przeszkodę spotkałem na płatnych odcinkach w drodze do Mataró, myślałem, że mnie szlag trafi kiedy awaria wystąpiła akurat wtedy kiedy miałem przejeżdżać przez nie. Musiałem się cofać, wzrastał we mnie niepokój, że Anna mogła wyjechać gdzieś dalej, gdzieś gdzie jej nie znajdę. Dopiero o 1 w nocy dojechałem pod hotel rodziców Anny. Chwyciłem za uchwyt i spotkałem opór, drzwi od hotelu były zamknięte, chcąc nie chcąc musiałem poczekać aż je otworzą, czekałem tak długo aż sen mnie nie dopadł.
Obudziłem się cały połamany, spojrzałem w stronę hotelu drzwi były otwarte na oścież, a zegarek wskazywał 9 rano, oby nie było za późno.
- Dzień dobry, szukam Anny Kowalsky - popatrzyłem zniecierpliwiony na recepcjonistkę
- To ty jesteś Marc - przymrużyła oczy
- Tak, wie pani gdzie jest? - spojrzałem na nią błagalnie
- Wyjechała jakieś półgodziny temu - odpowiedziała
- Ale jak to, gdzie?
- Z jakimś wysokim blondynkiem, mówili coś o lotnisku - oznajmiła
- Dziękuje - wybiegłem z hotelu, cholerne półgodziny, jakbym obudził się wcześniej już bym ją złapał, a tak znów będę musiał złamać kilka przepisów, aby ją dogonić, nie dam jej odejść za bardzo ją kocham.
Lotnisko w Barcelonie 9.28
Rozglądam się po lotnisku i nigdzie nie mogę znaleźć Anny, same obce twarze, załamany biegam po odprawach i jej szukam, nie widzę jej, do oczu zbierają mi się łzy, zrezygnowany siadam na jednym z krzesełku.
~`*~`
Już dawno powinnam przejść odprawę, ale coś mnie powstrzymuje, czekam nadal mam nadzieje, że Marc się pojawi, patrzę na Davida.
- Zostań, wiesz dobrze, że tutaj będzie ci najlepiej, wytłumaczycie sobie wszystko - obejmuje mnie i całuje w czubek głowy.
- Zostań, wiesz dobrze, że tutaj będzie ci najlepiej, wytłumaczycie sobie wszystko - obejmuje mnie i całuje w czubek głowy.
- Nie mogę... - spuszczam głowę i kieruje się na odprawę
~`*~`
- Tylko z biletem - zatrzymuje mnie ochroniarz
- Anna! Anna! - nie zważam na niego i wypatruje jej, odwraca się i patrzy mi prosto w oczy, aż przeszedł mnie nie przyjemny dreszcz kiedy zauważam ogromny ból w jej oczach, widzę jak zbierają się jej łzy, robi krok w moją stronę, a potem tak po prostu się odwraca i ginie w tłumie, zrezygnowany osuwam się na najbliższą ścianę i chowam twarz w dłonie, nie wiem ile tam siedziałem, ale słyszałem jak wzywają lot Anny na pokład, stanąłem przy szybie i wpatrywałem się jak samolot wzbija się w powierzę, nie kryje przy tym łez.
- Kocham cię, Anna! - wydzieram się na całe lotnisko po raz ostatni i kieruje się do wyjścia, obcy ludzie patrzą na mnie ze współczuciem, cały we łzach opuszczam lotnisko
- Ja też ciebie kocham - słyszę za sobą, odwracam się i widzę Annę, bez zastanowienia przyciągam ją do siebie i namiętnie całuje, tak zachłannie jak nigdy, potem obejmuje jej twarz i patrze w jej oczy, nadal ma w nich łzy, ale teraz się uśmiecha.
- Teraz wszystko naprawie, obiecuje, wybacz mi - całuje ją lekko w usta
- Wiem, wierzę ci - ociera mi łzy z policzków
Zabrałem Annę na tę samą plaże, co kiedyś ustawiłem naprzeciwko mnie i odmierzyłem kilka kroków.
- To zacznijmy od tego - uśmiechnąłem się i skierowałem się w jej stronę, na koniec łapiąc ją mocno w ramiona.
The end
________________________________________________________________
A więc żegnam się z tym blogiem. Dziękuje wszystkim, którzy tak licznie wchodzili na ten blog, czytali go i komentowali, to naprawdę dawało kopa. Uwielbiam każdego z was.
Mam nadzieje, że spotkamy się na innych moich blogach:
http://nada-es-para-siempre-amor.blogspot.com/ (nowy rozdział już jutro)
&
http://la-gante-esta-loca.blogspot.com/ (prolog pojawi się w weekend)
Do napisania, jeszcze raz DZIĘKI, wasza A.E.